Ujęty dzisiaj Jose Luis Abarca, burmistrz miasta Iguala w stanie Guerrero w Meksyku, podejrzany jest o uprowadzenie 43 studentów studium nauczycielskiego, którzy zaginęli we wrześniu po zatrzymaniu ich przez policję. Mężczyzna na dodatek w kwietniu zastrzelił swego rywala politycznego.
Doniesienie w sprawie zamordowania inżyniera Arturo Hernandeza Cardony, lidera ruchu Jedność Ludowa występującego w obronie chłopów przed gangami, odważył się złożyć dzisiaj jego kierowca Nicolas Mendoza Villa, jedyny świadek morderstwa. Do chwili aresztowania Abarki musiał ukrywać się przed członkami przestępczego _ kartelu _. Burmistrz Abarca był jednym z ich szefów. Według zeznania Mendozy, to on ze swymi ludźmi uprowadził przywódcę Jedności Ludowej i zabił strzałem z pistoletu w głowę.
Sam Mendoza Villa uniknął śmierci. Zdołał uciec w lesie, gdy prowadzono go na miejsce kaźni. On i jego rodzina uciekli z Iguali i musieli się dotąd ukrywać, ponieważ Mendoza był nie tylko jedynym świadkiem mordu, lecz także jedynym, który zgodził się zeznawać przed sądem w sprawie powiązań burmistrza Abarki i jego żony (jej bracia byli członkami kartelu) z gangami.
Dzisiaj, po aresztowaniu burmistrza Abarki, Mendoza, którego strzegło kilku członków meksykańskich organizacji humanitarnych, po raz pierwszy zgodził się rozmawiać z dziennikarzem. Nie wierzy, że może być teraz bezpieczny. Jest przekonany, że meksykańskie kartele przestępcze w końcu go dopadną. - _ Będę musiał uciekać i ukrywać się do końca życia _ - mówi dziennikarzowi, którego relację zamieścił w czwartek madrycki dziennik _ El Pais _.
Zanim Mendoza uciekł swym oprawcom, przesłuchiwali go, bijąc rurą żelazną po kolanach i chłoszcząc batem wykonanym z drutu. Jego plecy nadal noszą wyraźne ślady tortur. Oprawcy chcieli wiedzieć, dlaczego członkowie Jedności Ludowej blokują drogi i oskarżają burmistrza Iguali o powiązania z przestępcami.
Nicolas Mendoza Villa zgodził się rozmawiać z dziennikarzem, ale nie wierzy w skuteczność działań policji. Obawia się, że jego los jest na zawsze przypieczętowany. _ Będę już zawsze musiał uciekać i ukrywać się przez całe życie _ - mówi 44-letni kierowca, który kończy rozmowę słowami: _ proszę tylko o ochronę dla mojej żony i czwórki dzieci _.
Poszukiwanie 43 studentów studium nauczycielskiego w Iguali, średniej wielkości mieście stanu Guerrero, którzy zaginęli bez wieści po zatrzymaniu ich autobusu przez lokalną policję na szosie poza miastem, trwa. Jechali nim 26 września na spotkanie z ludnością wiejską, która prosiła tę młodzież o wsparcie w walce z wyzyskiem ze strony miejscowej mafii.
Władze na szczeblu stanowym sądzą, że miejscowa policja podporządkowana burmistrzowi Iguali przekazała ich w ręce członków gangu przestępczego kontrolującego miasto i okolice. Od początku dochodzenia w sprawie zaginięcia studentów zatrzymano w stanie Guerrero 56 osób, w tym policjantów z Iguali i pobliskiego miasta Cocula.
Nie odnaleziono dotąd ciał studentów zatrzymanych przez lokalną policję. Nie zdołano zidentyfikować prochów ludzkich odkrytych przez nią w kilkunastu zbiorowych grobach niedaleko miasta. Było to niemal niemożliwe, ponieważ ciała zostały obłożone drewnem i spalone, prawdopodobnie już po wszczęciu poszukiwania zaginionych przez policję przysłaną spoza Iguali.
Całą prawdę zna - według prowadzących śledztwo - Jose Luis Abarca. Zniknął wraz z żoną, gdy w mieście pojawiła się policja stanowa. Od środy przebywa w areszcie.
Wydarzenia w Iguali nie mają, jak na warunki kraju, wyjątkowego charakteru - ludność wielu meksykańskich stanów, m.in. leżących przy granicy z USA, cierpi wskutek terroru, zmuszona jest płacić sowitą daninę różnym organizacjom przestępczym. Również doniesienia o odkryciu zbiorowych grobów osób pomordowanych przez gangi rozmaitego autoramentu ukazują się w meksykańskich mediach niemal co tydzień.
Jednak tragedia studentów z Iguali i ich rodzin szczególnie wstrząsnęła meksykańską opinią publiczną. Nie tylko w stolicy stanu Guerrero, ale też w Meksyku, Acapulco i innych miastach trwają demonstracje protestacyjne. Niektóre mają gwałtowny przebieg.
Czytaj więcej w Money.pl | |
---|---|
Po manifestacji zaginęły 43 osoby. Kolejna dziś - _ Gdzie oni są, gdzie oni są _ - skandowali uczestnicy manifestacji, którzy przeszli ulicami centrum stolicy Meksyku. | |
Tam porwania są na porządku dziennym W ciągu dwóch lat w Meksyku zaginęło ponad 8 tysięcy osób. Grupą najbardziej zagrożoną są młodzi mężczyźni. | |
Protesty w Meksyku. Spłonęła siedziba władz Ponad tydzień temu na przedmieściach Iguali odkryto masowe groby, a w nich 28 zwęglonych szczątków ludzkich. Protestujący chcą wyjaśnienia tej sprawy. |