- Mam problem z sąsiadem, który wynajmuje duże mieszkanie studentom, a w trakcie wakacji turystom. Studenci imprezują, turyści wracają nocą i trzaskają drzwiami. Nie sypiam przez nich po nocach, do pracy chodzę nieprzytomna. Właściciel nie odbiera telefonów od mieszkańców. Co robić z takim człowiekiem? – pyta czytelniczka.
Jeśli sąsiad nie przyjmie mandatu, policja pomoże napisać wniosek do sądu
Zapytaliśmy policję, jak reagować, gdy sąsiedzi utrudniają nam normalne funkcjonowanie i czy zachowanie ciszy obowiązuje tylko nocą?
Czytaj też: *Warto walczyć o zadośćuczynienie za hałas za ścianą. Sądy przyznają coraz wyższe rekompensaty *
- Pokutuje przekonanie, że mamy obowiązek zachować cisze tylko w czasie ciszy nocnej, czyli między godzinami 22 a 6 rano. Tymczasem art. 51 par. 1 Kodeksu wykroczeń mówi o tym, że karze aresztu, ograniczenia wolności lub grzywny podlega ten, kto "krzykiem, hałasem, alarmem lub innym wybrykiem zakłóca spokój, porządek publiczny, spoczynek nocny albo wywołuje zgorszenie w miejscu publicznym". Jak widać, wcale nie musi się to odbywać w godzinach ciszy nocnej - wyjaśnia podkomisarz Maciej Święcichowski z Komendy Wojewódzkiej w Poznaniu.
Cisza nocna to kategoria przyjęta w regulaminach spółdzielni i wspólnot mieszkaniowych, a nie wynikająca z ustaw. Podkomisarz Święcichowski tłumaczy, jak wygląda interwencja po wezwaniu do hałasującego sąsiada - i to bez względu na to, czy jest to impreza w środku nocy, czy remont we wczesnych godzinach porannych w niedzielę.
- W pierwszej kolejności policjanci najczęściej rozmawiają ze zgłaszającym zakłócenie spokoju, by uściślić problem, a następnie udają się do hałasującego sąsiada. Jeśli stwierdzą naruszenie, mogą nałożyć mandat w wysokości od 100 do 500 zł. Sąsiad może przyjąć go i to kończy sprawę. Jeśli odmówi przyjęcia mandatu, policja poinformuje go, że sprawa może znaleźć finał w sądzie - tłumaczy podkomisarz.
Aby tak się jednak stało, wniosek musi złożyć osoba pokrzywdzona. Zgłaszający interwencję musi zdecydować, czy chce skierowania sprawy do sądu. Często na tym etapie wszystko się kończy, bo sąsiedzi chcą przecież świętego spokoju, a nie ciągania się po sądach. Jeśli jednak wyrazi zgodę, policjanci sporządzą wniosek.
Policjanci nie wejdą siłą na imprezę
Zapytaliśmy, czy zgłaszający interwencję ma gwarancję anonimowości, tak by nie obawiać się zemsty.
- Przy postępowaniu mandatowym osoba, do której zapukają funkcjonariusze, nie wie, który z sąsiadów wezwał policję. Jeśli natomiast sprawa trafia do sądu, to pokrzywdzony jest ujawniony we wniosku – wyjaśnia podkomisarz Święcichowski.
Zapytaliśmy, czy policja zainterweniuje, jeśli sąsiedzi robią głośny remont (kucie ścian, wiercenie) w niedzielę w godzinach porannych. Podkomisarz przyznał, że to trudny dylemat, bo jest to kwestia oceny - zabronić remontowania nie można, ale jednocześnie mieszkający w bloku musi się liczyć z prawem innych ludzi do wypoczynku. Radzi, by - jeśli sytuacja się powtarza - pokrzywdzeni każdorazowo wzywali policję albo skontaktowali się z dzielnicowym, który może odwiedzić uciążliwego sąsiada i wyjaśnić mu, dlaczego takie zachowanie niebezpiecznie zbliża się do wykroczenia.
Zgłaszający głośne ekscesy sąsiadów narzekają, że to nic nie daje, bo policja przyjeżdża z dużym opóźnieniem. Wynika to z faktu, że choć policjanci starają się jeździć do interwencji w kolejności zgłoszeń, to wezwania są dzielone na wymagające natychmiastowego działania i takie, które mogą poczekać. Kryterium podziału jest istnienie zagrożenia życia.
Czy policja może wejść siłą, jeśli hałasujący sąsiad nie otwiera drzwi? - Policja może siłą wejść do lokalu tylko, gdy istnieje podejrzenie popełnienia przestępstwa lub zagrożenia życia. Nie otwieranie drzwi nie jest jednak sposobem na uniknięcie odpowiedzialności, bo jeśli sytuacja się powtarza, czyli pomimo kolejnych wezwań, człowiek nadal nie otwiera, funkcjonariusze mogą sporządzić wniosek o ukaranie - mówi Święcichowski.
Czy policjanci często są wzywani do hałasujących sąsiadów? Przykładowo, w Poznaniu w dniach 11-17 września było sto interwencji, które związane były z naruszeniem wspomnianego art. 51 Kodeksu wykroczeń.
Palenie na balkonie to nie wykroczenie
Gdyby zapytać mieszkających w blokach o najbardziej denerwujące ich zachowania sąsiadów, wysokie miejsce w zestawieniu zajmowałoby palenie na balkonie. Niestety, postępowanie wobec sąsiada, który pomimo próśb nie zmieni swojego zachowania, może przypominać walkę z wiatrakami.
Art. 5 ust. 1 ustawy o ochronie zdrowia przed następstwami używania tytoniu wymienia miejsca, w których zakazane jest palenie papierosów. Są wśród nich m.in. przystanki autobusowe, publiczne miejsca przeznaczone do zabaw dla dzieci czy inne pomieszczenia dostępne do użytku publicznego. Balkon zaś jest miejscem prywatnym i w związku z tym nie można zabronić palenia na nim w oparciu o ten akt.
Skoro ustawa antynikotynowa nie wychodzi lokatorom naprzeciw, za próbę rozwiązania problemu wzięły się spółdzielnie i wspólnoty mieszkaniowe. Coraz częściej zamieszczają w regulaminach zakaz palenia na balkonach i loggiach - ale niestety taki zapis nie gwarantuje, że niepalący sąsiedzi będą wolni od dymu papierosowego. Uchwały nie są prawem powszechnie obowiązującym, więc nie można administracyjnie karać naruszycieli.
Karą za nieprzestrzeganie regulaminu może być wykluczenie ze spółdzielni czy wspólnoty - pod warunkiem, że uciążliwy sąsiad jest jej członkiem, co nie jest zasadą. W praktyce to uciążliwy proces (zaczynając od tego, że decyzja o wykluczeniu członka jest czynnością przekraczająca zwykły zarząd, a więc podejmowana jest w formie uchwały). Rodzi się też pytanie, czy wykluczenie, które może skutkować pozbawieniem właściciela prawa do lokalu i jego sprzedażą w drodze licytacji, jest karą adekwatną za palenia na balkonie?
Strażnicy miejscy nie mogą wystawić mandatu za palenie na balkonie, bo nie jest to wykroczenie. Mogą ukarać jedynie za śmiecenie, gdyby niedopałki lądowały na trawniku czy balkonie na niższej kondygnacji.
Jeśli niepalący chcą szukać wsparcia w sądzie, mogą powołać się na art. 144 Kodeksu cywilnego, który mówi, że "właściciel nieruchomości powinien przy wykonywaniu swego prawa powstrzymywać się od działań, które by zakłócały korzystanie z nieruchomości sąsiednich ponad przeciętną miarę, wynikającą ze społeczno-gospodarczego przeznaczenia nieruchomości i stosunków miejscowych". Prawnicy nazywają to immisjami.
Zgodnie z ogólnymi zasadami prawa cywilnego, to osoba wnosząca pozew musi przedstawić dowody na poparcie swoich słów: nie zaszkodzi załączyć zdjęcia i powołać się na świadków, warto powołać co najmniej jednego z nich do złożenia zeznań w sądzie.
Niestety, jest to jedyny sposób, by prawnie zmusić sąsiada do zaniechania palenia na balkonie.