Przyjęty przez Radę Ministrów 22 kwietnia 2008 r. projekt nowelizacji kodeksu spółek handlowych i obniżenia minimalnej wielkości kapitału zakładowego spółek kapitałowych jest jak najbardziej krokiem w słusznym kierunku.
Cała Europa albo już odchodzi od standardu minimalnego kapitału zakładowego albo właśnie prowadzi dyskusje na temat faktycznej skuteczności tego instrumentu ochrony wierzycieli spółek.
Idea kapitału zakładowego jako gwaranta wypłacalności spółek pochodzi z połowy XIX wieku i została po raz pierwszy skodyfikowana przez twórców brytyjskiej Companies Act z 1855 roku. Później przejęły ją ustawodawstwa kontynentalnej Europy, w tym i nasz kodeks handlowy, a następnie kodeks spółek handlowych.
W 1977 roku wymóg minimalnej kapitalizacji spółek znalazł się w Drugiej Dyrektywie Rady Europy nr 77/91/EEC i ciągle jeszcze obowiązuje, choć teoretycy prawa w całej niemal Europie niemal jednomyślnie go krytykują.
Stany Zjednoczone jak zwykle już dawno przeszły od teorii do czynów i już w latach 70-tych przyjęły Model Business Corporation Act, który stał się wzorem dla stanowych ustaw o spółkach i eliminował wymóg minimalnego kapitału zakładowego (który przedtem i tak nie był wysoki i wynosił, w zależności od stanu, od 200 do 1000 dolarów).
W Europie idea minimalnego kapitału jest jeszcze na tyle zakorzeniona, że kiedy w październiku 2001 roku Rada Europy przyjmowała Rozporządzenie w sprawie statutu spółki europejskiej wprowadziła tam wymóg, aby spółka ta miała zaskakująco wysoki kapitał zakładowy w wysokości co najmniej 120 tysięcy euro.
ZOBACZ TAKŻE:
Czy obniżenie minimalnej wysokości kapitału zakładowego w jakikolwiek sposób pogorszy sytuację wierzycieli spółek? Absolutnie nie mam takich obaw. Kapitał zakładowy już od dawna nie pełni (o ile w ogóle kiedykolwiek pełnił) roli gwaranta wypłacalności spółek.
Nie znam przedsiębiorców, którzy decyzję o transakcji z nieznanym im kontrahentem podejmowaliby na podstawie podanej na papierze firmowym informacji o wpłaconym kapitale zakładowym. Nie spodziewam się też fali masowych obniżeń kapitału, aby celowo doprowadzać swoje spółki do upadłości ku rozpaczy wierzycieli.
Wartość kapitału zakładowego nie ma żadnego niemal znaczenia dla faktycznej wypłacalności spółki. Kapitał zakładowy to nic więcej niż abstrakcyjna wartość w bilansie spółki, której wcale nie musi odpowiadać realny majątek. Przecież solidnie dokapitalizowana spółka może (i odbędzie się to całkowicie zgodnie z prawem) następnego dnia po rejestracji dokonać znaczących inwestycji w potencjalnie wartościowe aktywa albo wypłacić prezesowi 2 letnie wynagrodzenie z góry i znaleźć się na progu niewypłacalności.
Archiwa sądów upadłościowych pełne są akt wysoko dokapitalizowanych spółek. Kiedy Elektrim złożył wniosek o upadłość we wrześniu 2006 roku jego kapitał zakładowy wynosił ponad 83 miliony złotych.
Postawiłbym wręcz tezę, że zniesienie wymogu minimalnej wysokości kapitału zakładowego przysłuży się bezpieczeństwu obrotu, bo przy ocenie wiarygodności kredytowej niewprawni kontrahenci przestaną posługiwać się fałszywym idolem kapitału zakładowego, a będą opierać się na danych bilansowych dających faktyczną możliwość oceny relacji majątku i zobowiązań i pozwalających na realną ocenę wiarygodności finansowej spółki.
Autor jest Partnerem wKancelarii Baker & McKenzie