Wieczna może być miłość lub diamenty jak w tytule siódmego filmu o Jamesie Bondzie. Długi - na szczęście dla dłużników – ulegają przedawnieniu i po tym terminie nie mogą być dochodzone. Tyle teoria, bo każdego roku setki Polaków płacą długi sprzed nierzadko kilkunastu lat, gdyż w odpowiednim terminie nie powiedzieli w sądzie magicznej formułki: "Podnoszę zarzut przedawnienia". Wyjaśniamy, jak nie stać się ofiarą absurdalnych przepisów, z których na potęgę korzystają firmy windykacyjne i jak problem chce rozwiązać Ministerstwo Sprawiedliwości.
"Kilkanaście tygodni temu dostałam wyrok z jakiegoś sądu w Lublinie. Każą mi zapłacić 700 złotych plus odsetki z tytułu jakichś niezapłaconych faktur na rzecz (nazwa firmy). Nie bardzo wiem, o co chodzi, bo to zadłużenie powstało w 2006 r. Mam płacić?" – to przykładowy mail, jaki dostałam od czytelniczki mojego bloga prawniczego. Jeden z wielu.
Niewykluczone, że już niedługo takie wątpliwości przejdą do historii i nie będzie można dochodzić aż tak starych długów. Jak jest teraz?
Nie można w nieskończoność hodować długu
Długi należy spłacać. Jeśli dłużnik nie chce zrobić tego dobrowolnie, wierzyciel (czyli ten, który pożyczył), powinien wnieść sprawę do sądu. Wtedy, mając wyrok, może złożyć wniosek do komornika o wyegzekwowanie długu. Tyle że czas, w którym wierzyciel może dochodzić swoich roszczeń, nie jest nieograniczony. Ma na to określoną liczbę lat i jeśli przez ten czas nie podejmie odpowiednich kroków, nie wniesie sprawy do sądu, to po ich upływie dłużnik nie musi już płacić.
To właśnie jest okres przedawnienia, a jego celem jest niedopuszczenie do sytuacji, w której dłużnik latami tkwi w pewnym zawieszeniu i nie wie, czy wierzyciel (np. telekom czy bank) będzie dochodził spłaty długu. Jeśli przez kilka lat tego nie zrobił, to znaczy, że z jakiegoś powodu nie jest tym zainteresowany i po paru latach traci do tego prawo.
Większość roszczeń przedawnia się po upływie 10 lat. Jeśli są związane z prowadzeniem działalności gospodarczej, są to zaledwie 3 lata. Ten sam krótki termin dotyczy roszczeń okresowych, a więc związanych na przykład z zapłatą czynszu. To podstawowe terminy, bo różne typy umowy mają swoje własne regulacje.
Bieg przedawnienia zaczyna się w dniu, w którym roszczenie stało się wymagalne. Przykładowo, jeśli czynsz miał zostać zapłacony do 31 dnia miesiąca, to trzyletni bieg liczymy od dnia następnego.
O swoje prawa każdy musi zadbać sam
O ile większość ludzi ma świadomość, że roszczenia się przedawniają, to już mało kto wie, że jeśli sprawa trafi do sądu, to choćby roszczenie było od dawna przedawnione, to nie oznacza to, że automatycznie nie może być dochodzone i przekazane komornikowi. Ta nieznajomość prawa prowadzi do dramatów, kiedy do drzwi nieświadomego dłużnika (który był przekonany, że od dawna dłużnikiem już nie jest) puka komornik i egzekwuje bardzo stary rachunek. Wtedy już za późno, by powiedzieć: "Przecież ta faktura z 2004 r. już dawno się przedawniła"!
Zobacz też: * *Przedawnienie długów. Zmiana dla ponad 2 mln dłużników
Magiczna formułka
Właśnie w takiej sytuacji znalazła się moja czytelniczka. Wyjaśnijmy, jak mogło dojść do opisanej przez nią sytuacji.
Prawdopodobnie czytelniczka rzeczywiście nie zapłaciła za jakieś usługi, o czym nie wiedziała albo ignorowała przypomnienia o zaległości. Czas mijał, telekom nie wniósł sprawy do sądu, klientka o wszystkim zapomniała. Następnie na scenę wydarzeń wkroczyła firma windykacyjna. Firmy chętnie skupują od firm (ubezpieczycieli, telekomów, banków) roszczenia, których te same nie wyegzekwowały (tzw. trudne długi). Najczęściej kupują je za ułamek wartości (np. niezapłacona faktura opiewa na 100 zł, ale firma kupuje ją za 10 zł). Obie strony wygrywają: bank czy operator pozbywa się wprawdzie za symboliczne pieniądze roszczenia, ale coś mimo wszystko na tym zarobił, a nabywca wierzytelności może dochodzić zapłaty w pełnej wysokości roszczenia.
Firmy windykacyjne bardzo często robią coś godnego potępienia: skupują wierzytelności przedawnione i wnoszą o wydanie nakazu zapłaty. Najchętniej korzystają z postępowania elektronicznego, w którym nie wymaga się osobistego udziału dłużnika, ba, dopiero w chwili otrzymania nakazu zapłaty dowiaduje się on, że takie postępowanie w ogóle miało miejsce.
W tym miejscu znajduje się kluczowy problem: sąd nie bierze "z automatu" pod uwagę, że wierzytelność jest przedawniona. Nawet jeśli na wszystkich dokumentach jest data znacznie starsza niż 10 lat wstecz, to i tak wyda nakaz zapłaty. Piłeczka znajduje się teraz po stronie dłużnika. Po tym, jak otrzyma przesłany pocztą nakaz, ma dwa tygodnie na to, by wnieść sprzeciw, który tak naprawdę może składać się tylko z trzech słów: "Podnoszę zarzut przedawnienia".
Jeśli tego nie zrobi, nakaz zapłaty staje się prawomocny i choć wierzytelność jest przedawniona, nic nie będzie stało na przeszkodzie, by egzekwował ją komornik.
"To musi być pomyłka!" – nie przekona komornika
Choć procedura wydaje się prosta, to wielu adresatów takiego nakazu uznawało, że to błąd, pomyłka sądu – bo przecież nastąpiło przedawnienie. Nie podejmują więc żadnych działań, licząc na to, że sprawa sama wkrótce się wyjaśni.
Windykatorzy na potęgę wykorzystują nieświadomość dłużników, a ci nie wiedzą, jak się zachować. To absurdalna sytuacja, w której wygrywają nieuczciwie działające firmy, a przegrywają ludzie, którzy nie znają przepisów i są pewni, że prawo stoi po ich stronie.
To się wkrótce może zmienić. Ministerstwo Sprawiedliwości złożyło projekt nowelizacji kodeksu cywilnego, zgodnie z którym po upływie terminu przedawnienia nie będzie można się domagać od konsumenta zapłaty długu. Zniknie więc konieczność podniesienia zarzutu przez samego zainteresowanego.
Projekt przewiduje, że sąd będzie z urzędu ustalał, czy roszczenie jest przedawnione i jeśli uzna, że minął termin przedawnienia, będzie musiał oddalić powództwo. Propozycja dotyczy wszelkiego rodzaju roszczeń.
Inna ważną zmianą jest propozycja skrócenia podstawowego terminu przedawnienia z 10 do 6 lat. Do dobry kierunek, gdyż zdyscyplinuje strony do szybszego dochodzenia roszczeń. Takie rozwiązanie poprawi też sytuację osób, które nie mają długu i są niesłusznie wzywane do zapłaty. Im później wierzyciel występuje do sądu, tym trudniej jest rzekomemu dłużnikowi zebrać dokumenty, które potwierdzą, że kwestionowany rachunek zapłacił w terminie. Z czasem wyrzucamy niepotrzebne dokumenty – i na to właśnie liczą nieuczciwi windykatorzy.
Dziś po otrzymaniu wyroku zasądzającego zapłatę wierzyciel ma 10 lat, by złożyć do komornika wniosek o egzekucję. Prowadzi to do patologicznych sytuacji, gdy wierzyciele czekają do końca tego okresu, by naliczyły się jak najwyższe odsetki za zwłokę. Proponowane przepisy skracają ten okres do 3 lat.