Trwa ładowanie...
Zaloguj
Przejdź na
Czarna mucha ma pomóc światu pokonać kryzys paliwowy. I nie tylko ten
Katarzyna Bartman
|

Czarna mucha ma pomóc światu pokonać kryzys paliwowy. I nie tylko ten

(arch.pryw., Marek Goleń)

W Korei Południowej już je mają - paliwo transportowe z larwy czarnej muchy. Teraz czas na Polskę. Zdaniem Marka Golenia, doktora nauk ekonomicznych i eksperta od odpadów komunalnych, owadzia armia może nie tylko pomóc światu w przezwyciężeniu kryzysu paliwowego, ale również pozbyć się milionów ton nieprzerobionych odpadów kuchennych.

Marek Goleń, doktor nauk ekonomicznych, były wykładowca na SGH, ekspert od gospodarowania odpadami i pracownik Instytutu Ochrony Środowiska już wie, jak zredukować tysiące ton kuchennych odpadów, których nie jesteśmy w stanie przerobić. Uważa, że pomogą nam w tym tzw. czarni żołnierze – muchówki z rodziny Lwinkowantych. Owadzia armia nie tylko wymiecie z odpadków do czysta nasze domowe pojemniki na śmieci, ale później posłuży nam za biopaliwo.

Brzmi jak mission impossible (misja niewykonalna - red.)? Niekoniecznie. Na świecie są już prowadzone bardzo zaawansowane badania, jak zamienić czarnego żołnierza na biodiesla. I chociaż większość producentów nie chwali się swoimi patentami, to są też dostępne bardzo fachowe opracowania na ten temat.

Zobacz także: Arabia Saudyjska zastąpi nam rosyjską ropę. "Saudi Aramco to strategiczny partner"

Kilka miesięcy temu na portalu naukowym Koreańskiego Stowarzyszenia Inżynierów Środowiska pojawiła się obszerna publikacja Koreańskiego Instytutu Planowania i Oceny Technologii w Żywności, Rolnictwie i Leśnictwie, który wyprodukował owadzie paliwo. Co ważne: zostało ono dopuszczone do użytku jako paliwo transportowe.

Koreańscy inżynierowie przyznają, że mieli kilka poważnych wyzwań przy jego produkcji, gdyż larwy karmione odpadami komunalnymi miały w organizmach np. zbyt duże ilości związków siarki, ale problem ten pomogli rozwiązać chemicy.

Kto w Polsce wyprodukuje owadzie paliwo?

W rozmowie z money.pl dr Goleń przyznaje, że podobnych badań, jak te koreańskie, dotyczących produkcji biodiesla z muchy, jest na świecie co najmniej kilka. Trwa bowiem wyścig o pierwszeństwo w komercjalizacji sposobu, który byłby ekonomicznie opłacalny.

W Polsce na razie nie ma przedsiębiorstwa, które z jednej strony posiadałoby instalacje do przetwarzania odpadów komunalnych za pomocą owadów, a z drugiej – byłoby w stanie wyprodukować z nich biopaliwo.

Na przeszkodzie stoi nie tyle brak zaawansowanych technologii – instalacja musi być w obiegu zamkniętym (chociaż czarna mucha nie jest na razie inwazyjna), co długotrwały i żmudny proces uzyskiwania wszystkich niezbędnych zezwoleń oraz zwrot z inwestycji. Przepisy dotyczące przemysłowego przetwarzania owadów są w całej Unii bardzo restrykcyjne.

Dr Goleń nie poddaje się i wierzy, że w końcu znajdzie właściwego partnera do swojego projektu. Tymczasem, już od roku sam hoduje czarnego żołnierza w domu. Obecnie jest to już czwarta generacja owadów. Nie mają z nim lekko.

Były w hibernacji, ale przeżyły

Dr Goleń poddaje żołnierzy różnym eksperymentom. Dzięki nim jest przekonany, że ta tropikalna mucha, która zaaklimatyzowała się w różnych szerokościach geograficznych, może dużo znieść. Przetrwała nawet hibernację w jego lodówce.

Jedną z takich prób ogniowych był jego wyjazd na wakacje. Wówczas pojemnik z larwami – bo to one są głównie użytecznym surowcem dla świata - powędrował na trzy tygodnie do lodówki. O dziwo, część larw przeżyła "polarną ekspedycję".

Goleń opowiada, że jego doświadczenia z czarną muchą zaczęły się przypadkiem, na sali konferencyjnej. Jednym z prelegentów na branżowej konferencji naukowej był dr Jakub Urbański, ówczesny pracownik firmy technologicznej HiProMine z Robakowa pod Poznaniem.

Spółka jest jednym z największych w Polsce producentów owadów. Jak podaje jej zarząd, w 2024 r. osiągnie produkcję rzędu 25 tys. ton larw rocznie. Produkuje głównie na rynki zagraniczne.

- Urbański mówił, jak cennym zwierzęciem gospodarskim jest czarny żołnierz: jego białko dorównuje białku rybiemu i może być paszą dla drobiu, ryb hodowlanych, a nawet świń. Z racji tego, że zajmuję się odpadami, zapytałem, czy ta mucha zje również odpady komunalne? – relacjonuje dr Goleń.

W odpowiedzi miał usłyszeć, że takie odpady trzeba by odpowiednio przygotować, co jest trudne, ale nie niemożliwe do wykonania. Marek Goleń postanowił przyjrzeć się więc muchom bliżej sam.

I w ten sposób rok temu, pierwsi czarni żołnierze trafili wprost z warszawskiego ZOO do jego mieszkania. Karmi je odpadami kuchennymi, zamiast wyrzucać je do brązowego pojemnika. Nadwyżki jego larw jedzą kury w ekologicznym gospodarstwie rolnym, znosząc – jak zapewnia nasz rozmówca - smaczne jaja o ekstremalnie grubych skorupkach.

Naukowcy kilka razy już się pomylili

To, co jest w warunkach domowych dozwolone, w przemysłowej produkcji już nie. Larwy, które są hodowane na paszę lub kosmetyki, muszą przestrzegać ścisłej diety. Takie warunki narzuciła producentom owadów Unia Europejska.

Owadom hodowlanym nie wolno podawać m.in. szlamu przemysłowego, plastiku, papieru, drewna, obornika, odchodów ludzkich, nasion roślin które miały kontakt z pestycydami, a także odpadów z ubojni. I to nie dlatego, że jedzenie tych rzeczy by im zaszkodziło, ale dlatego, że one – jako pokarm – mogłyby zaszkodzić później zwierzętom, które są nimi karmione.

Ewa Sady, kierownik Centrum Medycyny Translacyjnej Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie podaje przykład popularnego "mola spożywczego" (czyli omacnicy spichrzanki i mklika mącznego), którego larwy potrafią przegryzać opakowania z tworzyw typu PET.

Próbowano te "umiejętności" wykorzystać i zaprząc owada do pomocy w redukcji zbędnego plastiku, ale okazuje się, że w jego organizmie pozostawały mikrocząstki tego tworzywa, które były tak samo groźne dla środowiska, jak sam plastik.

W przypadku moli zorientowano się, że wynik eksperymentu może nie być zadowalający, a przyśpieszenie procesu rozdrabiania tworzywa sztucznego niekoniecznie będzie korzystne. Być może temat jeszcze powróci, w zmodyfikowanej formie.

Tej ostrożności zabrakło natomiast w przypadku biedronki azjatyckiej, która jako wróg naturalny miała ograniczyć występowanie szkodników i zmniejszyć pośrednio ilość stosowanych środków ochrony roślin, a w efekcie zaczęła wypierać ze środowiska naturalnego rodzime gatunki biedronek.

Ostrożności, a może nawet zdrowego rozsądku, zabrakło również w latach 90. producentom pasz i hodowcom bydła. W Europie brakowało upraw wysokobiałkowych roślin, którymi można byłoby karmić zwierzęta, a import soi jest b. drogi, więc zaczęto wykorzystywać w paszach białko innych zwierząt.

Skończyło się to tym, że u krów karmionych mączkami pochodzącymi od innych przedstawicieli tego samego gatunku wywołano BSE – tzw. chorobę szalonych krów. Zakażenie powodowały priony zmieniające układ białek w pniu mózgu.

W 1996 r. Europę ogarnęła panika: potężne stada krów prewencyjnie wybijano i palono tusze zarówno na Wyspach Brytyjskich, jak i we Francji. Doprowadziło to do znaczących podwyżek cen mięsa, co z kolei przełożyło się na wzrost o 0,4 proc. inflacji w całym Eurolandzie.

Dziś już karmienie zwierząt w Unii Europejskiej paszami zawierającymi białko tego samego gatunku jest zabronione: kury nie mogą więc zjadać innych kur, a świnie – innych świń. Krowy natomiast mogą być karmione tylko białkiem roślinnym, wszak są roślinożerne.

Owadzi biznes jest hermetyczny

A czarny żołnierz? O ile ma zostać zjedzony w paszy przez inne zwierzęta, a tym bardziej jeśli jest w żywności dla człowieka, musi unikać odpadów komunalnych. Obecne przepisy sanitarne są b. restrykcyjne. Nawet nawóz, który powstaje przy okazji hodowli owadów, który można wykorzystać w rolnictwie, ogrodnictwie, czy w uprawach hobbystycznych – jest poddawany surowym testom.

Specjalny projekt dla HiProMine prowadzi w tym zakresie zespół naukowców z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu pod kierownictwem prof. Zuzanny Sawińskiej. I chociaż prace badawcze nie są jeszcze ukończone, to pierwsze wyniki wydają się obiecujące. - Wskazują, że istnieje możliwość zastosowania nawozu z odchodów Hermetia illucens zarówno w uprawie jęczmienia ozimego, życicy trwałej, jak sałaty czy bazylii – informuje prof. Sawińska.

Markowi Goleniowi zależy jednak, by czarny żołnierz pomagał zredukować odpady komunalne, musi jeść odpady. Polska ma w tym obszarze jeszcze b. wiele do zrobienia, szczególnie jeśli chodzi o zagospodarowanie odpadów organicznych, kuchennych.

Jak wynika z danych Głównego Urzędu Statystycznego (GUS) w 2020 r. wyprodukowano ich w Polsce 13,1 mln ton. Z czego aż 11,3 mln ton pochodziło z gospodarstw domowych. Dla porównania – dziesięć lat temu było to odpowiednio: 10,04 mln ton oraz 6,8 mln ton. Tylko połowę z tego potrafimy odzyskać w formie recyklingu, kompostowania czy energii.

Czy staniemy się drugą Koreą ze swoim unikalnym systemem zero waste (to styl życia, zgodnie z którym człowiek stara się generować jak najmniej odpadów, a tym samym nie zanieczyszczać środowiska - red)?

Na stronie internetowej HiProMine można znaleźć takie hasło: "Innowacyjność, to powrót to źródeł". Chcieliśmy je rozszyfrować i porozmawiać z zarządem, jakie ma plany rozwojowe, i jak mu idzie owadzi biznes? Niestety, firma bardzo strzeże swoich tajemnic.

Zarząd nie chciał podać nam cen owadzich surowców ani zdradzić, jakie badania nad muchą jeszcze prowadzi? Powiadomił nas jedynie, że są to prace nad nawozami w rolnictwie, kosmetykami oraz uwaga: lekarstwami! Jednak żadnych szczegółów podać nie może, gdyż są one objęte klauzulą najwyższej poufności.

Idzie nowe. Czas zmienić nawyki?

Chociaż owadzi biznes jest jeszcze w powijakach, w stosunku do tradycyjnych sektorów rolnictwa, to eksperci wróżą mu b. dynamiczny rozwój.

Jak wynika z ubiegłorocznego raportu firmy Meticulous Research jego wartość do 2027 r. wyniesie już 4,63 mld dol. W czasie pandemii Covid -19 urósł on aż o 26,5 proc. A badano tylko wybrane sektory i surowce.

Powodem tak dużego przyspieszenia w owadzim biznesie jest brak rąk do pracy w tradycyjnej hodowli oraz b. wysokie koszty produkcji zwierząt, oraz kwestie środowiskowe. Jak czytamy w raporcie: "Przemysł wytwórczy produktów mięsnych stanął przed poważnymi wyzwaniami, w tym ryzykiem kontynuowania produkcji, dystrybucji, transportu i innych działań związanych z łańcuchem dostaw; brak siły roboczej; oraz opóźnienia w działaniach rozwojowych. Oczekuje się, że czynniki te wpłyną na przemysł produktów mięsnych, napędzając w ten sposób popyt na alternatywne substytuty białka, w tym produkty z białka owadziego".

Jak wskazują autorzy raportu, również w Europie, gdzie produktów zwierzęcych na razie nie brakuje, zainwestowano już b. duże środki finansowe w projekty zmierzające do zmiany ludzkich nawyków żywieniowych, tak by nakłonić ludzi do jedzenia białka owadziego. Wiele osób nawet nie zdaje sobie sprawy, że białko to obecne jest już w naszym jedzeniu w postaci barwników do żywności oraz w wielu odżywkach dla sportowców.

Może więc zdarzyć się tak, że zanim zaczniemy napełniać baki owadzim dieslem, na naszych talerzach zamiast schabowego, wylądują smażone świerszcze i suszone chrabąszcze.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl