Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Wybory w Turkmenistanie to kpina z demokracji

0
Podziel się:

Obie rywalizujące ze sobą partie czołobitnie sławią władcę Turkmenistanu Kurbangułego Berdymuchammedowa.

Wybory w Turkmenistanie to kpina z demokracji
(Kerri-Jo)

Pierwsze w pustynnej satrapii wybory z udziałem więcej niż jedynej, rządzącej, partii nie przyniosły niespodzianek. Nie mogły, bo obie rywalizujące ze sobą partie czołobitnie sławią władcę Turkmenistanu Kurbangułego Berdymuchammedowa.

Pierwsze z udziałem dwóch ugrupowań wybory odbyły się w połowie grudnia i według szacunków władz frekwencja znów wyniosła prawie 100 proc. Tak zresztą bywało podczas wszystkich poprzednich elekcji w niepodległym Turkmenistanie, a także wtedy, gdy ten pustynny kraj należał do komunistycznego imperium Związku Radzieckiego.

Z ogłoszeniem wyników wyborów władze nie spieszyły się zanadto. Zresztą samo to, że się odbyły z udziałem więcej niż jednej partii, uznano za ważniejsze od rezultatów elekcji. Wygrała w nich dawna partia komunistyczna, która po upadku ZSRR przechrzciła się na demokratyczną i nie zmieniając niczego poza nazwami i barwami flagi, rządziła dalej niepodległym Turkmenistanem. Komuniści-demokraci zdobyli 47 ze 125 mandatów do parlamentu. Nowa, utworzona przed rokiem na polecenie prezydenta i przez niego ochrzczona Partia Przedsiębiorców i Przemysłowców, będzie miała w parlamencie tylko 14 posłów. Pozostałe mandaty przypadły kandydatom wystawionym przez związki zawodowe, organizacje kobiece i młodzieżowe.

Amnesty International nazwała turkmeńskie wybory cyniczną kpiną z demokracji i wybiegiem mającym ułatwić Zachodowi pozbycie się wyrzutów sumienia z powodu interesów z tyranem z Aszchabadu. Zamieszkany przez 5 mln ludzi, pustynny Turkmenistan (Kara-kum zajmuje dziewięć dziesiątych powierzchni kraju) posiada jedne z największych na świecie złóż gazu ziemnego. Działacze z Human Rights Watch uznali wybory z udziałem dwóch partii za zachciankę satrapy, a nie prawdziwy eksperyment z demokracją.

Na krytykę turkmeńscy przywódcy zareagowali wzruszeniem ramion. _ Chcieliście demokracji, no to ją macie _ - odparli zachodnim działaczom praw człowieka, a Turkmenom zakomunikowali, że wybory dały początek nowym, jeszcze lepszym czasom.

Obserwatorzy ze Zgromadzenia Parlamentarnego OBWE wytknęli Turkmenom wyborcze błędy, ale orzekli, że nawet byle jakie wybory są lepsze niż żadne. Za to obserwatorom ze Wspólnoty Niepodległych Państw turkmeńskie wybory bardzo się spodobały, a szef obserwatorów, Siergiej Lebiediew, były oficer wywiadu z Rosji, uznał je za uczciwe i demokratyczne.

Po rozpadzie Związku Radzieckiego niepodległy Turkmenistan wyrósł natychmiast na jedną z najgorszych satrapii świata, przy której nawet władcy z innych środkowoazjatyckich państw, Uzbekistanu, Kazachstanu czy Tadżykistanu, wydają się oświeconymi dyktaturami. Pierwszy przywódca niepodległego Turkmenistanu, były komunistyczny dygnitarz Saparmurad Nijazow ogłosił się dożywotnim prezydentem i przybrał tytuł _ Turkmenbaszy - Władcy Wszystkich Turkmenów _. Panował do 2006 r., kiedy umarł na serce.

Na tronie zastąpił go jego osobisty dentysta, obecnie sprawujący władzę 56-letni Kurbanguły Berdymuchammedow, który ostatnio, wzorem poprzednika, przybrał tytuł _ Arkadaga - Opiekuna _.

Petrodolary i petroruble zarabiane na sprzedaży gazu ziemnego i ropy naftowej zapełniają od lat skarbiec turkmeńskich władców i pozwalają im za darmo dostarczać poddanym prąd, ogrzewanie, wodę i niemal za bezcen benzynę i chleb. W zamian za swoją wielkoduszność władcy oczekują od poddanych wdzięczności i ślepego posłuszeństwa, a tropieniem i wyławianiem malkontentów zajmuje się sowicie opłacana tajna policja.

Czytaj więcej w Money.pl

wiadomości
wiadmomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)