*Każdy syndyk będzie musiał zdać egzamin i uzyskać licencję. Wynagrodzenie syndyka obniży się do 3 proc. masy upadłości. Za zaniedbania sąd będzie mógł go ukarać grzywną do 30 tys. złotych. *
Zdaniem Zbigniewa Ziobry, wiceministra sprawiedliwości, zawód syndyka nie może być wykonywany przez osoby przypadkowe.
Sejmowa Komisja Sprawiedliwości i Praw Człowieka kończy prace nad projektem ustawy o licencji syndyka. Jutro sprawozdanie komisji zostanie przedstawione na plenarnym posiedzeniu Sejmu. Przygotowany w Ministerstwie Sprawiedliwości zakłada, że wszyscy kandydaci na syndyka będą zdawać egzamin przed komisją powołaną przez ministra sprawiedliwości. Syndykiem, nadzorcą albo zarządcą w postępowaniu upadłościowym będzie mógł zostać tylko ten, kto uzyska pozytywny wynik z egzaminu i uzyska wpis na ogólnokrajową listę syndyków.
_ Projekt przygotowany w Ministerstwie Sprawiedliwości zakłada, że wszyscy kandydaci na syndyka będą zdawać egzamin przed komisją powołaną przez ministra sprawiedliwości. _- Obecne wymogi dla wykonywania funkcji syndyka określone są ogólnikowo i sprowadzają się do weryfikacji dokumentów, bez jakiegokolwiek kontaktu z osobą. Zmiana tego stanu rzeczy jest pilną koniecznością - uzasadnia Anna Gnys, główny specjalista w Departamencie Sądów Powszechnych Ministerstwa Sprawiedliwości.
- Jesteśmy za tym, żeby licencja na syndyka obowiązywała, gdyż za dużo przypadkowych osób pełni tę funkcję. Niecelowe jest jednak to, żeby syndycy z długoletnią praktyką, którzy sprawdzili się w zawodzie, musieli teraz przystępować do egzaminu konkursowego - odpowiada Marek Dudziak, wiceprezes Wielkopolskiego Stowarzyszenia Syndyków.
Obowiązkowy egzamin
Zgodnie z projektem - dopiero pozytywny wynik egzaminu będzie uprawniał do złożenia wniosku o przyznanie licencji syndyka przez ministra. Teraz przygotowanie kandydatów na syndyków na podstawie zgłoszonych dokumentów weryfikują prezesi sądów okręgowych.
- Na listach kandydatów na syndyków figurują czasami osoby, które nie pełniły nigdy obowiązków w postępowaniu upadłościowym. Egzamin daje jedyną możliwość oceny merytorycznego przygotowania do pełnienia obowiązków syndyka - twierdzi Anna Gnys.
Syndycy i eksperci nie kwestionują pomysłu licencji.
- Istnieje spora grupa osób o bardzo kiepskiej orientacji w przepisach prawa upadłościowego i o mizernych kwalifikacjach menedżerskich. Dlatego potrzebne są egzaminy na syndyków oraz licencje Ministerstwa - uważa Piotr Zimmerman, sędzia Sądu Gospodarczego w Warszawie.
_ Zastrzeżenia budzi jednak to, że obowiązek ten obejmie także osoby, które od wielu lat posiadają już uprawnienia syndyka. _ - Dlatego zgłosiliśmy wniosek, by z obowiązku egzaminu zwolnić osoby, które przez osiem lat sprawowały funkcje syndyka, zarządy lub nadzorcy i nie zostały odwołane decyzją sądu z powodu nienależytego wykonywania obowiązków - mówi poseł Cezary Grabarczyk (PO), przewodniczący Komisji.
- Powstaje pytanie, czy w tej postaci egzamin nie będzie narzędziem niesłusznie blokującym dostęp do zawodu. Sucha teoria nie zastąpi długoletniego doświadczenia zawodowego - twierdzi Jan Wigliński, prezes Legnicko-Świdnickiego Stowarzyszenia Syndyków.
* Niższe wynagrodzenie*
Zdaniem syndyków - najpoważniejszą wadą projektu jest zmniejszenie wynagrodzenia syndyków. Górna granica nie będzie mogła przekroczyć dwu wartości: 3 proc. funduszu masy upadłości i 140-krotności przeciętnego wynagrodzenia. Obecnie pułap ten wynosi 5 proc. funduszu masy.
- Ta zmiana jest nieprzemyślana, wręcz fatalna. Zmniejsza wynagrodzenie na tyle radykalnie, że nie wyobrażam sobie, by ktokolwiek po wejściu w życie projektu zechciał tę funkcję jeszcze wykonywać - uważa Mirosław Kamiński, rzecznik prasowy Ogólnopolskiej Federacji Stowarzyszeń Syndyków i Likwidatorów.
_ Zdaniem syndyków - najpoważniejszą wadą projektu jest zmniejszenie wynagrodzenia syndyków. Górna granica nie będzie mogła przekroczyć dwu wartości: 3 proc. funduszu masy upadłości i 140-krotności przeciętnego wynagrodzenia. Obecnie pułap ten wynosi 5 proc. funduszu masy. _ Wskazuje on, że w praktyce wartość masy upadłości nie przekracza najczęściej 100 tys. zł. Syndyk otrzyma zatem wynagrodzenie w kwocie najwyżej 3 tys. zł.
- Jeżeli weźmiemy pod uwagę, iż z tego syndyk musi zapłacić VAT, ponieść koszty OC i opłacić składkę ZUS, to musiałby co miesiąc dołożyć z własnej kieszeni kilkaset złotych - dodaje Kamiński.
- Obecne kryteria określania wynagrodzenia pozwalają na przyznanie wynagrodzeń bardzo wysokich, bez odnoszenia się do nakładu pracy syndyka. Sąd bierze jedynie pod uwagę zakres i efekty dokonanych czynności, co należy uznać za kryterium dość ogólnikowe - tłumaczy Anna Gnys.
- Nie jest to jednak dobre rozwiązanie. Istniejące rozwiązania obowiązywały przez 70 lat i sprawdziły się - mówi sędzia Zimmerman.
Przyznaje on, iż zdarzało się, że syndycy składali wnioski o absurdalnie wysokie wynagrodzenie, ale sądy zawsze w takich przypadkach ustalały wynagrodzenie w wysokości odpowiadającej rzeczywistemu nakładowi pracy syndyka.
- Proponowane kryteria i stawki w wielu przypadkach nie pokrywałyby się z realnym wkładem pracy i odpowiedzialności syndyka, która wiąże się z prowadzeniem postępowania upadłościowego przez wiele lat. Takie zmiany mogą sprowadzić naszą działalność do granic opłacalności - twierdzi Marek Dudziak.
Syndyk pod nadzorem
Projekt daje także sądowi nowe instrumenty nadzoru nad syndykami. Wprowadza obowiązek upomnienia syndyka w razie zaniedbania obowiązków.
_ Projekt wprowadza obowiązek upomnienia syndyka w razie zaniedbania obowiązków. W razie nieusunięcia zaniedbania sędzia komisarz obligatoryjnie nałoży grzywnę w wys. 30 tys. zł. _ W razie nieusunięcia zaniedbania sędzia komisarz obligatoryjnie nałoży grzywnę w wysokości do 30 tys. zł.
Projekt zwiększa ochronę prawną syndyków przez to, że włącza syndyka do katalogu funkcjonariuszy publicznych, a także wprowadza wymóg obowiązkowego ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej za wyrządzone szkody.
- Oczekiwanie, że utrzymane zostanie status quo jest nieporozumieniem. Obecna sytuacja, w której nie można skreślić z listy nawet osoby skazanej czy kilkakrotnie odwołanej z powodu nienależytego pełnienia obowiązków, stawia w negatywnym świetle nie tylko ustawodawcę, ale również całe środowisko syndyków - uważa Anna Gnys.