Prokuratura będzie musiała postawić zarzuty osobom odpowiedzialnym za produkcję leków w Jelfie - donosi "Dziennik". Biegli orzekli, że skolina w opakowaniu corhydronu zabiła jednego z pacjentów. To przełom w śledztwie - pisze gazeta.
Nie ma wątpliwości, że to właśnie ta substancja była przyczyną śmierci Bernarda S. - powiedział "Dziennikowi" profesor Marian Wielosz, kierownik Katedry i Zakładu Farmakologii Doświadczalnej i Klinicznej Akademii Medycznej w Lublinie.
Jak czytamy w artykule - podany dożylnie corhydron nie wywołuje żadnych widocznych objawów. Inaczej jest ze skoliną - już po 20 sekundach drżą mięśnie, potem następuje zwiotczenie mięśni twarzy, zatrzymanie oddechu, utrata świadomości, zatrzymanie krążenia. Jeśli chory nie zostanie zaintubowany, udusi się, bo skolina działa od 8 do 10 minut.
Nikt się nie domyślił, że Bernarda S. zabił fałszywy corhydron. Dopiero po ujawnieniu przez "Dziennik" afery z zamianą leków w Jelfie córka Bernarda S. i lekarz skojarzyli fakty i postanowili zawiadomić prokuraturę. Przypadek Bernarda S. został dokładnie przeanalizowany przez czteroosobowy zespół biegłych - podaje gazeta.
Ani Jelfa, ani Ministerstwo Zdrowia nie chciały wczoraj komentować doniesień na temat potwierdzonej przez biegłych pierwszej ofiary śmiertelnej corhydronu 250.