Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Piotr Bera
Piotr Bera
|
aktualizacja

"Wypadniemy z rynku". Branża bije na alarm i liczy na ruch rządu

Podziel się:

Ukraina jest jednym z najważniejszych rynków eksportowych dla polskich producentów sera. Branża mleczarska obawia się, że konflikt na granicy doprowadzi do zamknięcia ukraińskiego rynku. - Nasze produkty zastąpią niemieckie, francuskie i holenderskie - mówi Agnieszka Maliszewska, dyrektor Polskiej Izby Mleka.

"Wypadniemy z rynku". Branża bije na alarm i liczy na ruch rządu
Polska branża mleczarska apeluje o wstrzymanie konfliktu na granicy. Kryzys ma uderzać w producentów sera (Getty Images, Future Publishing, SerhiiHudak, Ukrinform)

"Polski i ukraiński sektor mleczarski od września 2023 r. wielokrotnie sygnalizował, że mleko i jego produkty nie mogą stać się ofiarą braku dialogu i porozumienia w zakresie importu zboża" - czytamy w apelu, który polska i ukraińska branża mleczarska wystosowały do rządów w Warszawie i Kijowie. W drugiej połowie ubiegłego roku mleczarze ogłosili, że nie chcą żadnych ograniczeń w wymianie handlowej.

"Ukraina jest dziś jednym z czołowych, poza unijnych odbiorców polskich produktów mlecznych, a saldo dodatnie dla polskich eksporterów w wymianie handlowej z Ukrainą wynosi ponad 97 mln euro. Polskie produkty są rozpoznawalne i cenione na ukraińskim rynku. Jesteśmy zainteresowani kontynuacją tej współpracy, by zapewnić ukraińskim konsumentom polskie produkty mleczarskie, a rolnikom stabilne ceny płacone za mleko. Chcemy dzielić się wiedzą, inwestować po obu stronach granicy, budować mosty dla dobrego biznesu i rolników" - czytamy w apelu.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Miliarder zdradza "wielką ściemę" w handlu częściami samochodowymi Maciej Oleksowicz Inter Cars #19

Strach przed utratą rynku

Strach zajrzał branży w oczy. Producenci obawiają się, że przedłużający się protest na granicy, a szczególnie ewentualne zamknięcie przejść, uderzy w polski biznes mleczarski.

Obawiamy się, że wyrzucą nas z rynku. Jeżeli granica zostanie zamknięta lub obecny stan potrwa dłużej, to sentymentów nie będzie. Ukraińcy muszą coś jeść i wypadniemy z tego rynku szybciej, niż się wydaje. A przy zamkniętej granicy już na ten rynek nie wrócimy. Nasze produkty zastąpią niemieckie, francuskie i holenderskie. Nie ma zmiłuj się - przekonuje w rozmowie z money.pl Agnieszka Maliszewska, dyrektor Polskiej Izby Mleka (PIM).

Polska Izba Mleka zaznacza, że na wschód najwięcej wysyłamy serów, których wartość dochodzi do 396 mln zł. Ukraina jest czwartym odbiorcą serów po Niemczech, Czechach i Włochach. Do Ukrainy trafiają głównie sery podpuszczkowe. Jeszcze w 2021 r., czyli przed rosyjską inwazją, sprzedaż tego rodzaju sera do Ukrainy odpowiadała za 12 proc. eksportu serów podpuszczkowych ogółem.

W 2021 r. "Ukraina kupiła od nas 1,36 tys. ton sera Gouda za 24,8 mln zł (10 proc. polskiego eksportu tego sera) oraz 382 tony Edamu za 6,73 mln zł (3 proc. polskiego eksportu Edamu)" - pisał tuż po wybuchu wojny w lutym 2022 r. serwis swiatrolnika.info, powołując się na dane Sparks Polska.

Ponadto w 2023 r. Ukraina była w dziesiątce najważniejszych odbiorców napojów z mleka ukwaszanego (blisko 54 mln zł) oraz serwatek (ok. 32 mln zł). Kijów to także ważny odbiorca jogurtów.

Ukraiński rynek jest dla nas bardzo istotny, a już dostajemy po kieszeni. Koszt transportu sera z Polski wschodniej w 20-tonowej ciężarówce z chłodnią to 8 tys. euro. We wrześniu było to 1,7 tys. euro. Holendrzy za dostawę takiej samej ilości sera płacą 4 tys. euro - mówi Maliszewska.

Blokada na granicy

Dyrektor PIM tłumaczy, że Holendrzy wysyłają transport przez Węgry. Polskie firmy siłą rzeczy korzystają z polskiej granicy.

- Polskie firmy transportowe nie chcą wozić naszych produktów, bo na granicy trzeba średnio stać dwa tygodnie. Ukraińcy też nie chcą jeździć, bo też stoją i obawiają się, że np. ktoś zniszczy im auto. Jesteśmy coraz mniej konkurencyjni cenowo, wypadamy z gazetek promocyjnych. Nie można przewidzieć czy wysłany towar dojedzie na czas do ukraińskich sklepów - wyjaśnia Maliszewska.

Jej zdaniem, jeśli branża mleczarska nie zapłaci rolnikom "dobrych pieniędzy za mleko", to branża będzie się kurczyć. Ponadto produktów skierowanych na rynek ukraiński w Polsce sprzedać nie można, co z kolei doprowadzi do olbrzymich strat.

- Specyfikacja produktu jest taka sama, ale opakowania są określone pod konkretne zamówienie danej sieci. Obrandowanie i język odpowiadają krajom, do których produkty są eksportowane. Dotyczy to nie tylko Ukrainy, ale także Chin czy Niemiec - dodaje Maliszewska.

Współpraca ponad podziałami?

Arsen Didur ze Związku Przedsiębiorców Mleczarskich Ukrainy w Kijowie zapowiadał podczas niedawnej konferencji prasowej, że liczy na silniejszą współpracę branży mleczarskiej obu krajów. Przypomniał, z Ukrainy do Polski sprowadzane są lody oprócz tzw. proszków mlecznych. Do rolników bezpośrednio zwróciła się również Agnieszka Maliszewska.

- Szanowni rolnicy (protestujący), pamiętajcie o tym, że nie tylko producenci zboża są w tym kraju. Szanujemy, rozumiemy, ale patrzcie też na ogromną rzeszę rolników producentów mleka. Podlasie, Warmia i Mazury, Lubelszczyzna - mlekiem stoi. Nie zapomnijcie o nich, nie zgubcie ich po drodze, bo problem polskiego rolnictwa będzie ogromny i myślę, że strona rządowa nie chciałaby, aby za chwilę rzeka mleka popłynęła po Warszawie - oświadczyła szefowa PIM podczas spotkania z dziennikarzami, które zorganizowano 29 lutego.

- Sytuacja z branżą mleczarską jest identyczna, jak rok temu z producentami owoców miękkich. W styczniu 2023 r. mówiliśmy im, żeby działali razem z nami, bo będzie źle. Widzieliśmy, jak wjeżdżają do Polski kontenery i chłodnie pełne malin i truskawek. Nie reagowali. Dlatego tak ważne jest, żebyśmy działali razem. W innym wypadku Ukraińcy z powodzeniem zaleją nas swoim masłem i serem - odpowiada w rozmowie z money.pl Wiesław Gryn ze stowarzyszenia "Oszukana Wieś".

Gryn uważa, że "to jest krótkowzroczność branży mleczarskiej, która odczuje naciski Ukraińców za rok czy dwa." Te naciski odczuwają rolnicy, gdyż "dziś przepływ zboża przez Polskę to jedynie 5 proc. całego eksportu Ukrainy".

- Mimo to naciskają na nasz kraj i wywołują niepokoje społeczne. W Hrubieszowie czy Chełmie Ukraińcy kupują polskie sery i masło całymi kartonami, bo jest to dobry produkt w przystępnej cenie. I Holandia czy Francja nagle go nie zastąpią. Produkcja na Zachodzie jest droższa i Kijów po prostu blefuje. Polska nie straci nagle ukraińskiego rynku mleczarskiego. Niech mleczarze spojrzą na produkty rolnicze, gdzie ujemny bilans w obrocie między krajami wynosi 700 mln euro. Jeśli koledzy z branży mleczarskiej chcą się solidaryzować, to niech dołożą te 700 mln euro i pogadamy. Albo rolnictwo jest razem, albo nic nie osiągniemy - podsumowuje Gryn.

Ostatniego dnia lutego premier Donald Tusk zorganizował szczyt rolniczy w Warszawie. Spotkanie miało pomóc w znalezieniu rozwiązania problemów związanych z importem ukraińskich zbóż oraz wprowadzeniem unijnego Zielonego Ładu. Do porozumienia jednak nie doszło. Wkrótce mamy poznać termin kolejnej tury rozmów.

Piotr Bera, dziennikarz money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl