Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Jacek Losik
Jacek Losik
|
aktualizacja

Miał być przełom, a zapowiada się niewypał. Sprawa dotyczy wielkich inwestycji

169
Podziel się:

Miał być "bat" na nierzetelne firmy, przez które państwowe budowy ciągną się w nieskończoność, ale wygląda na to, że zapowiada się prawny niewypał. Prace nad rozwiązaniem, mającym chronić polski rynek i przyśpieszyć realizację np. robót drogowych, nie idą w parze z oczekiwaniami branży.

Miał być przełom, a zapowiada się niewypał. Sprawa dotyczy wielkich inwestycji
Certyfikaty miałyby objąć m.in. kluczowe budowy dróg w Polsce (GDDKiA, © Krzysztof Pączkowski studiowizjer.pl)

Wprowadzenia certyfikacji, wymaganej do walki o - chociażby - największe inwestycje publiczne w Polsce, od lat domagają się nie tylko krajowe firmy budowlane, ale także m.in. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad. Chodzi o to, jak pisał niedawno money.pl, aby oferenci przed podpisaniem wartych setki milionów złotych kontraktów, musieli wykazać, że są w stanie je zrealizować. A także o to, by mieli więcej do stracenia w przypadku fiaska.

Certyfikacja, zgodnie z postulatami branży, miałaby objąć wszystkich wykonawców, także z Polski. Niemniej, to właśnie z zagranicznymi wspomniana GDDKiA miała w ostatnich latach najwięcej przygód. Głównie z włoskimi firmami.

Jako przykład może posłużyć spółka Saldini, która przez niezadowalające tempo prac pod koniec minionej dekady i na początku obecnej została wyrzucona z kilku odcinków drogi ekspresowej S7 oraz autostrady A1. Wygrywając wcześniej - jak się okazywało - przetargi po bardzo niskich stawkach. Gwoździem do trumny były nagłe wzrosty cen materiałów, co nie jest rzadkością w przypadku wieloletnich inwestycji.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: W co inwestuje Sebastian Kulczyk? Szczera rozmowa z prezesem KI Dawidem Jakubowiczem w Biznes Klasie

Wyrzuceni z inwestycji wrócili w kolejnym przetargu

Problem polegał na tym, że chociaż GDDKiA chciała później wykluczać konsorcja, którym przewodził polski oddział włoskiej firmy z postępowań, to ta odwoływała się od decyzji Generalnej, tłumacząc, że przechodziła przez chwilowe trudności.

Przed sądem Włosi wygrali, ale później była powtórka z rozrywki. Firma była wyrzucana z inwestycji GDDKiA albo kończyła je dużo po czasie. 21-kilometrowy odcinek drogi S7 budowała przez pięć lat. Realizację autostradowej obwodnicy Częstochowy, która zaczęła się w 2015 r., Generalna ukończyła - już z nowym wykonawcą - mniej więcej osiem lat później.

W tego typu sytuacjach jest jeszcze jeden kluczowy problem. Wykonawcy zazwyczaj wstrzymują prace, bo chcą więcej pieniędzy i czasu. Po którymś z kolei aneksie Generalna traci już wiarę w budowlańców i decyduje się na radykalny krok, jakim jest zerwanie umowy i poszukiwanie nowego wykonawcy. To jednak oznacza, że ostatecznie koszty inwestycji rosną - jak było na wspomnianej A1.

Gdy wyrzucona firma idzie w takiej sytuacji do sądu, ten nierzadko porównując jej roszczenia i ostateczne koszty inwestycji, sprawę widzi na niekorzyść zamawiającego, choć ten nie mógł mieć pewności, że wspomniane roszczenia byłyby ostatnimi.

Polski rynek z szeroko otwartymi drzwiami

W związku z powyższym nic dziwnego, że to od GDDKiA wyszła inicjatywa, by firmy, które starają się o wielkie zamówienia publiczne, musiały mieć certyfikat.

Z kolei, jak pisaliśmy w money.pl, lokalne firmy chciałyby tego, aby skończyć ze zjawiskiem nagle pojawiającej się "znikąd" konkurencji, która chce poznać rynek, wygrywając kontrakty na granicy opłacalności, bazując na potencjale polskich podwykonawców. Tym bardziej że sami, chcąc wejść na ościenne rynki, jak np. niemiecki czy czeski, sami muszą mieć specjalne certyfikaty, których wypracowanie trwa nawet kilka lat. A do tego łatwo je stracić w przypadku niepowodzenia.

Mówił o tym na początku marca Artur Popko, prezes Budimeksu, podsumowując 2023 r. dla największej polskiej firmy budowlanej, która wkroczyła niedawno m.in. do Niemiec. Ale przez dwa lata starała się tam o certyfikat.

My ten certyfikat otrzymaliśmy i przez pół roku nie odważyliśmy się złożyć żadnej oferty, bo w momencie, gdybyśmy rozpoczęli te prace, a zamawiający by stwierdził, że nie jesteśmy do tego przygotowani, to cofa nam certyfikat - powiedział szef Grupy Budimex.

- Nie ma możliwości, żeby firma została dopuszczona do realizacji, nie mając własnych zasobów. Musieliśmy zainwestować w sprzęt, w wykształcenie ludzi, w odpowiednią znajomością języka. Na taki "pakiet startowy" wydaliśmy 6 mln zł, nie licząc sprzętu – mówił natomiast cytowany przez "Rynek Infrastruktury" Maciej Olek, członek zarządu odpowiedzialny w Budimeksie za inwestycje kolejowe.

Mniej "papierologii"

Prace w Ministerstwie Rozwoju i Technologii nad wprowadzeniem certyfikatów w Polsce nabrały tempa w ubiegłym roku. Teraz kontynuowane są przez rząd Donalda Tuska. Ale z założeń projektu ustawy, które resort przedstawił money.pl, wynika, że nie idą w kierunku oczekiwanych zmian. Przynajmniej nie do końca.

Resort podaje, że pracuje nad wprowadzeniem dwóch certyfikatów. Pierwszy ma potwierdzać "brak podstaw wykluczenia" jak np. zaległości w ZUS czy urzędach skarbowych. Drugi ma potwierdzać "zdolność do wykonania zamówienia".

Dzięki temu zamawiający miałby m.in. łatwiejsze zadanie w weryfikacji ofert, a wykonawca nie będzie musiał do każdego przetargu załączać pliku dokumentów, które świadczą o wyżej wspomnianych kwestiach. Co jednak ważne, certyfikaty - w myśl proponowanych przepisów - będą dobrowolne, a oferent bez takich pism i tak mógłby uczestniczyć w postępowaniach.

Nie ma też mowy o tym, by taki certyfikat utracić w wyniku "zawalonych" prac. Innymi słowy, głównym ułatwieniem będzie ograniczenie "papierologii", co samo w sobie przyśpieszy realizację inwestycji, ale niekoniecznie ustabilizuje rynek.

Jeszcze jest czas na dopracowanie zmian

Ministerstwo zaznacza, że propozycje trafią teraz do konsultacji, a projekt ma być gotowy w czerwcu. Barbara Dzieciuchowicz, prezes Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Drogownictwa w rozmowie z money.pl przyznaje, że na ocenę rozwiązań trzeba poczekać, aż poznamy np. przepisy wykonawcze.

- Obowiązkowa certyfikacja jest szczególnie istotna w przypadku największych kontraktów budowlanych. Temat nie jest prosty, ale przy podejściu, że ktoś nie musi poddawać się certyfikacji, to nie ma zachęty, żeby firmy to robiły. A jeśli jeszcze mają płacić za taki dokument, to powstaje pytanie, co jest tu wartością dodaną? - pyta przedstawicielka branży drogowej.

Jacek Losik, dziennikarz money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
inwestycje
infrastruktura
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(169)
Razor
3 dni temu
Rzymianie nie mieli certyfikatów i współczesnych maszyn, a budowali trakty i akwedukty. Co ciekawe, stoją one do dzisiaj, bez procedur reklamacyjnych.
NWK
4 dni temu
Podwyższyć Gwarancję Należytego Wykonania do 20% i tyle.Nooo ale wcześniejszy rządzący przecież ją obniżyli do 5%...tak żeby było śmiesznej.Zrównać procentowo wartość Zabezpieczenie na okres Wykonania Kontraktu z okresem Gwarancji Jakości i Rękojmi bez uwalniania 70% do 30%. Tak żeby na okres Rękojmi i Gwarancji Jakości było sensowne zabezpieczenie a nie marne 30% z ogólnej kwoty Należytego Wykonania Kontraktu.Jak wykonawca ich nie uzyska w banku to jego problem że ma słabą kondycję finansową...i jest potencjalnym banrutem
Duke
miesiąc temu
Nie ma wykonanej roboty - nie ma kasy. Podzielic prace na krotkie etapy z odbiorem na koniec kazdego z nich i wyplacac kase dopiero po skonczeniu etapu. Plus kary umowne za niewywiazanie sie z umowy i ewentualne jej zerwanie. Na dzien dobry odpadna wszystkie januszexy i zostana firmy, ktore rzetelnie wyceniaja czas i prace. Ja was podstaw musze uczyc jak sie projekty realizuje?
Leśny ludek
2 miesiące temu
Tylko w Polsce przetarg na budowę autostrady wygrywa firma z ofertą 15zł za kilometr, właścicielem firmy jest,,szwagier" I ma dwie łopaty jako zaplecze.
Lyr
2 miesiące temu
Pytanie kto mialby wydawać te certyfikaty i ile wynosilaby łapowka. Chyba jednak lepsze sa gwarancje bankowe. Firma się nie wyeiazuje z umowy to inwestor inkasuje gwarancje na 10% wartości umowy. Ale w tym wypadku nie da się brać łapówek a ekipie ryżego to nie spasuje.
...
Następna strona