Chodzi między innymi o sygnały, że kopalnia nie zareagowała odpowiednio na podziemny pożar. Do urzędu wczoraj i dzisiaj docierały anonimowe informacje o tym, że podwyższone zagrożenie mogło występować w kopalni już w ubiegłym tygodniu.
_ - Będziemy sprawdzali ten wątek. Kopalnia twierdzi, że była tam prowadzona profilaktyka przeciwpożarowa - stąd obecność ratowników. Sprawdzamy informacje, które do nas wpłynęły, że był tam pożar endogeniczny. Musimy mieć twarde dowody _ - powiedziała dzisiaj rzeczniczka WUG Jolanta Talarczyk.
Do Urzędu we wtorek i w środę docierały anonimowe informacje o tym, że podwyższone zagrożenie mogło występować w kopalni już w piątek, o czym miała świadczyć obecność ratowników w miejscu wypadku i wśród rannych. Według części rodzin poszkodowanych, podobne pogłoski miały wcześniej krążyć też wśród górników.
Jak zaznaczyła Talarczyk, jest bezsporne, że ratownicy prowadzili w wyrobisku, gdzie doszło do wypadku _ jakieś działania _. Przedstawiciele nadzoru górniczego muszą jednak ustalić, czy były to działania w ramach profilaktyki, czy też ratownicy gasili pożar endogeniczny. Jeżeli była to ta druga sytuacja, dyspozytor kopalni miał obowiązek bezzwłocznego poinformowania o tym nadzoru. W przypadku działań profilaktycznych - nie ma takiego obowiązku.
_ Jeżeli tam był pożar endogeniczny, wyjdzie nam to z analizy dokumentów, bo przecież odczyty urządzeń pomiarowych muszą być rejestrowane _ - wskazała rzeczniczka. W razie pożaru czujniki powinny zarejestrować podwyższone stężenia tlenków.
Obecnie WUG ma dwie wstępne hipotezy przyczyn zapalenia się metanu. Pierwsza dotyczy właśnie samoistnego pożaru endogenicznego - będącego efektem samozapłonu węgla w miejscach po jego eksploatacji, tzw. zrobach. Druga wiąże wypadek z robotami strzałowymi przy wysokim stężeniu metanu. Urządzenia pomiarowe wskazują, że w rejonie wypadku mogły być prowadzone roboty strzałowe - na wykresach pojawiają się chwilowe wzrosty stężeń gazów.
_ Po to w czasie robót na miejscu jest sztygar wentylacji, aby ocenić, czy ten tlenek podskakuje wskutek wykonanych prac czy też, że mamy do czynienia z pożarem _ - zaznaczyła Talarczyk.
Na podstawie zapisów urządzenia rejestrującego pracę kombajnu wyeliminowano trzecią wstępną hipotezę - wiążącą zapalenie metanu z iskrą z działającego organu urabiającego kombajnu. Z zarejestrowanych danych wynika, że kombajn został wyłączony pół godziny przed wypadkiem.
Talarczyk zastrzegła w środę, że powołana przez prezesa WUG 20-osobowa komisja, która zbada przyczyny zdarzenia, dopiero rozpoczyna pracę. Rozpoczęły się przesłuchania pierwszych poszkodowanych górników - tych, których stan zdrowia na to pozwala. Przede wszystkim kompletowane są jednak materiały dotyczące ściany wydobywczej, przy której doszło do zapłonu.
Była to nowa ściana - działała od 18 lipca br. Była kontrolowana przez specjalistów Okręgowego Urzędu Górniczego w Katowicach jeszcze na etapie zbrojenia, czyli montowania urządzeń, w czerwcu br. Kolejna kontrola miała miejsce pod koniec sierpnia. Kontrole stwierdziły pewne nieprawidłowości, które były usuwane. WUG nie podaje szczegółów, ze względu na postępowanie.
_ Musimy sprawdzić, czy niektóre nieprawidłowości, które stwierdziliśmy po uruchomieniu tej ściany, nie pojawiły się wśród ewentualnych przyczyn tego wypadku _ - zaznaczyła przedstawicielka WUG.
Przedstawiciele nadzoru górniczego oceniają, że mimo najwyższego, czwartego stopnia zagrożenia metanowego, nie była to szczególnie trudna ściana - trudniejsze warunki zdarzają się np. w kopalniach Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Plan ruchu przewidywał odpowiednią profilaktykę - przedstawiciele komisji będą analizowali, czy była ona stosowana.
Podczas trwającej wciąż w kopalni akcji ratowniczej niemożliwe są jakiekolwiek działania pod ziemią. Wstęp w zagrożony rejon mają tylko ratownicy, nie może tam wejść prokurator czy przedstawiciel Państwowej Inspekcji Pracy. Z kolei wobec pożaru bezpośrednio po zakończeniu akcji rejon ten trzeba będzie otamować, odizolować i w ten sposób doprowadzić do jego ugaszenia.
Niezależne od postępowania komisji WUG śledztwo ws. wypadku prowadzi Prokuratura Okręgowa w Katowicach. Jak poinformowała PAP jej rzeczniczka, prok. Marta Zawada-Dybek, prokuratorzy w pierwszej kolejności chcą przesłuchać bezpośrednich świadków, czyli w tym wypadku pokrzywdzonych - o ile to możliwe. Pierwsze przesłuchania rozpoczęły się we wtorek.
Prokuratura zabezpieczyła też cyfrowe kopie danych z kopalnianych urządzeń pomiarowo-rejestrujących i z rejestratorów rozmów. Śledczy wstępnie przeanalizowali dokumentację ruchu ściany. Do prokuratury nie dotarły bezpośrednie zawiadomienia, czy informacje o nieprawidłowościach w kopalni - śledczy będą jednak sprawdzać m.in. te pojawiające się w mediach.
W poniedziałek wieczorem w należącej do Katowickiego Holdingu Węglowego kopalni Mysłowice-Wesoła doszło najprawdopodobniej do zapalenia metanu. W strefie zagrożenia znajdowało się wówczas 37 górników. 36 wyjechało na powierzchnię, 29 trafiło do szpitali. W środę nadal 18 górników było w stanie ciężkim, a 2 w krytycznym.
W środę w kopalni kontynuowano próby dotarcia do jednego zaginionego górnika - 42-letniego kombajnisty z 24-letnim stażem pracy. Komplikowały je warunki w podziemnych wyrobiskach - zagrożenie obecnością metanu oraz pożarem.
Czytaj więcej w Money.pl | |
---|---|
Wypadek w kopalni w Turcji. 157 ofiar Uwięzionych pod ziemią może być nawet 400 osób. | |
Kolejne informacje o stanie zdrowia górników # dochodzą kolejne informacje z Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich # | |
Akcja ratunkowa w kopalni. Dotarli do górnika? Stężenie gazów w miejscu katastrofy grozi eksplozją. |