Nowy rząd w Szewcji już stanął w obliczu kryzysu

Zdecydował o tym premier Stefan Loefven, ratując swój gabinet przed natychmiastowym upadkiem.
Mniejszościowy, koalicyjny rząd Socjaldemokratów i Zielonych poniósł dotkliwą klęskę zaledwie w dwa miesiące po sformowaniu. Opozycyjna koalicja czterech partii prawicowych, zwana aliansem, odrzuciła rządowy projekt budżetu. Nie poparła go także trzecia siła w parlamencie, riksdagu - ultraprawicowa, populistyczna i antyimigrancka partia Szwedzcy Demokraci.

Winą za kryzys polityczny premier Loefven obarczył alians, rządzący Szwecją przez ostatnich 8 lat. - _ Jego politycy odmawiają prowadzenia kontruktywnych rozmów o budżecie. Odmawiają też wzięcia odpowiedzialności za powstałą sytuację. A to oznacza, że pozwalają Szwedzkim Demokratom na dyktowanie warunków w szwedzkiej polityce _ - powiedział Loefven.

Stefan Loefven zapewnił, że czuje się wciąż odpowiedzialny za losy kraju. Podkreślił, że nie zamierza w milczeniu akceptować tego, co dzieje się po prawej stronie sceny politycznej. -_ Z jednej strony cztery partie prawicowe nie dotrzymują obietnicy, że pozwolą rządzić silniejszemu blokowi. Z drugiej strony Szwedzcy Demokraci mają największy wpływ na sytuację polityczną. Twierdzą, że decydują o wszystkim, co dzieje się w szwedzkim riksdagu. I jeśli jakiś rząd im się nie spodoba, to musi upaść _ - skomentował premier Szwecji.

Socjaldemokratyczny premier faktycznie ma rację. Szwedzcy Demokraci, którzy w wrześniowych wyborach dostali niespełna 13 procent głosów, w parlamencie odgrywają rolę języczka u wagi. Bez ich poparcia nie przejdzie żadna ważna ustawa - w szczególności budżetowa. A już zapowiedzieli, że nie poprą budżetu, który przeznaczałby znaczące fundusze na pomoc imigrantom. Ostatni taki kryzys rządowy, włącznie z przedterminowymi wyborami, Szwecja przeżywała ponad pół wieku temu - w 1958 roku.