Niedemokratyczne praktyki w postkomunistycznych państwach Europy to nowy powód do zmartwień dla Unii Europejskiej - pisze _ Financial Times _ w komentarzu redakcyjnym na temat działań rumuńskiego rządu.
Brytyjska gazeta omawia wszczętą przez gabinet Victora Ponty procedurę impeachmentu wobec prezydenta Traiana Basescu, a także wspomina o zagrożeniach dla rumuńskiej konstytucji.
_ FT _ przypomina, że przed Rumunią porządek konstytucyjny zmienił na Węgrzech centroprawicowy premier Viktor Orban. I choć zdaniem dziennika Ponta reprezentuje centrolewicę, w działaniach obu polityków widać wiele podobieństw.
_ Financial Times _ przyznaje, że prezydent Basescu, którego dymisji chce rząd Ponty, dla wielu Rumunów uosabia _ kumoterską władzę _. Ale nawet jeśli centrolewica nie popiera tego, co robi szef państwa, powinna trzymać się reguł demokracji i zaczekać do 2014 roku na wybory prezydenckie - zaznacza gazeta.
_ Zachowanie rumuńskiego rządu jest niebezpieczne. Zagraża opiewającej na 5 mld euro linii kredytowej Międzynarodowego Funduszu Walutowego i stabilności budżetowej osiągniętej po podjęciu się przez Rumunię ostrych działań oszczędnościowych. Daje też zły przykład sąsiadom w UE. Co więcej, gdy wielu zachodnich Europejczyków wciąż czuje, że Rumunia i Bułgaria zostały przyjęte (do UE) przedwcześnie, może to utrudnić starania aspirujących do UE innych państw Bałkanów, potrzebujących korzyści i dyscypliny wynikających z członkostwa _ - podkreśla dziennik.
_ FT _ zauważa także, że UE na wydarzenia w Rumunii zareagowała o wiele szybciej niż na Węgrzech. Gdy Bruksela zasygnalizowała możliwe sankcje, Ponta zobowiązał się do przestrzegania konstytucji, rządów prawa i poprawienia wszelkich błędów.
Czytaj więcej w Money.pl | |
---|---|
Rząd uzyskał wotum zaufania. Ma być mniej cięć Nowy socjalistyczno-liberalny rząd 39-letniego Victora Ponty uzyskał w poniedziałek w parlamencie wotum zaufania. | |
Los tego prezydenta niepokoi przywódców Unii Jeśli w Rumunii dojdzie do złamania europejskich zasad i standardów, unijne instytucje będą musiały zareagować - oświadczył szef Parlamentu Europejskiego Martin Schulz. |