Gorliwe starania premiera Manuela Vallsa o zachowanie pozorów partyjnej jedności podczas zjazdu socjalistów w weekend na nic się zdały. Grupa lewicowych _ buntowników _ skupiła na sobie całą uwagę, dając wyraz niezadowoleniu z obecnej polityki rządu.
_ Miłosna deklaracja _ premiera Vallsa do stowarzyszenia pracodawców, powołanie bankiera Emmanuela Macrona na stanowisko ministra gospodarki, rezygnacja z wprowadzenia górnego pułapu czynszu mieszkań czy pogłoski o ostatecznym odejściu od 35-godzinnego tygodnia pracy wywołały w ostatnich dniach prawdziwy wstrząs w szeregach socjalistów.
Partyjna lewica zaczęła oskarżać rząd o prowadzenie polityki godnej centroprawicy, liberalnej i przyjaznej finansjerom, a nie pracownikom; polityki odchodzącej od tradycyjnych wartości francuskich socjalistów. W takiej właśnie atmosferze przyszło premierowi uczestniczyć w dorocznym partyjnym kongresie w La Rochelle, gdzie zmuszony był przede wszystkim bronić własnego rządu.
_ - Premier krytykowany przez swoją parlamentarną większość - to niespotykane w historii V Republiki - _mówi Guy Konopnicki, dziennikarz lewicowego tygodnika _ Marianne _. _ - Kongres udowodnił, że obecny rząd reprezentuje tak naprawdę tylko część socjalistów. Jest to sytuacja zupełnie nowa _.
Sobotnia debata tzw. buntowników cieszyła się największym zainteresowaniem, gromadząc ok. 400 osób, wśród których była, ku zaskoczeniu obserwatorów, minister sprawiedliwości Christiane Taubira.
_ - Była to ewidentna prowokacja - _ ocenia politolog Thomas Guenole._ - Zasiadając na widowni w pierwszym rzędzie u boku liderów frondystów, nie zabierając nawet publicznie głosu, Taubira zaznaczyła wyraźnie swoje stanowisko wobec polityki własnego rządu. Zrobiła to jednak w taki sposób, by Valls nie mógł jej odwołać, unikając jednocześnie kompromitacji. Bo do czego byłoby to podobne, gdyby Valls odwołał swoją minister jedynie za to, że poszła na debatę _.
Zarysowujący się coraz bardziej rozłam w szeregach socjalistów nie jest dla wielu obserwatorów zaskoczeniem. _ - Do części socjalistów zaczęło docierać, że cokolwiek się wydarzy, prezydent Francois Hollande i jego rząd są skazani na porażkę. Chcą się zatem od nich możliwie jak najbardziej odciąć, by nie być kojarzonym z socjalizmem, który bronił idei prawicowych _ - uważa Guy Konopnicki.
_ - Kongres pokazał dobitnie, że batalia o sukcesję po Hollandzie już się zaczęła _ - podkreśla politolog Bruno Cautres.
Mimo głośno oklaskiwanego apelu premiera o partyjną _ jedność _ i _ wzajemny szacunek _ na zakończenie kongresu socjalistów, to, w jaki sposób zachowają się _ buntownicy _ podczas kluczowych głosowań w Zgromadzeniu Narodowym, pozostaje dużą niewiadomą. Niemniej obserwatorzy są zgodni. _ - Ani nowe wotum zaufania dla rządu, ani nadchodząca ustawa budżetowa nie są zagrożone _- ocenia Guenole. _ - Gdyby lewicowcy zagłosowali przeciw, doszłoby do rozwiązania parlamentu, a wiadomo, że socjalistom na tym nie zależy. Każdy myśli przede wszystkim o zachowaniu swojego stołka _.
_ - Trudno sobie taki scenariusz wyobrazić - _ potwierdza Bruno Cautres. _ - Ale z całą pewnością można się spodziewać, że zbuntowana część socjalistów będzie się starała wywierać presję na rząd, manifestując swoją różnicę zdań przy okazji posiedzeń parlamentu _.
Rząd wystąpi o wotum zaufania najpóźniej w październiku.
Czytaj więcej w Money.pl | |
---|---|
Francuzi nie mają zaufania do nowego rządu W dzień po powołaniu przez premiera Francji Manuela Vallsa nowego rządu 75 proc. Francuzów nie ma zaufania do nowego gabinetu. | |
Francuzi rezygnują z liberalnego prawa Do zrealizowania tego projektu brakuje obecnie konstytucyjnej większości - wyjaśnił minister spraw wewnętrznych Bernard Cazeneuve. | |
Francois Hollande na politycznym zakręcie Według sondażu przeprowadzonego przez Ifop prezydent Francji cieszy się poparciem jedynie 18 procent Francuzów. |