Do sądów wpłynęły pierwsze wnioski o upadłość konsumencką, ale większość została lub będzie odrzucona. Jak tłumaczą eksperci, ludzie błędnie myślą, że gdy ogłoszą bankructwo, zapomną o długach. Nie wiedzą też, że by zbankrutować, trzeba mieć naprawę sporo pieniędzy.
Wnioski o upadłość konsumencką można składać od początku kwietnia - przypomina _ Metro _. Wprowadzając ją, rząd chciał pomóc najbardziej zadłużonym Polakom zacząć życie od nowa z czystym kontem.
Oficjalnych statystyk, ile osób zgłosiło się do sądów, jeszcze nie ma - będą w połowie maja - ale _ Metro _ sprawdziło, jak sprawa wygląda w największych miastach. Najwięcej takich wniosków jest w Krakowie - 13, w Warszawie i w Łodzi po sześć, we Wrocławiu cztery, w Poznaniu oraz w Gdańsku po jednym.
Analiza Money.pl | |
---|---|
*Upadłość konsumencka. Wyjście nie dla wszystkich * Od 31 marca można ogłosić upadłość konsumencką. Ustawa pomoże nielicznym - prorokują prawnicy. Ma też kilka istotnych wad. Na przykład: daje furtkę oszustom. Czytaj w Money.pl |
Najczęściej upadłość chcą ogłosić emeryci i samotne matki, które wpadły w spiralę zadłużenia. Na przykład w Krakowie składająca wniosek kobieta ma około tysiąca złotych renty, a rok temu dostała kredyty w 14 bankach na 90 tysięcy. Teraz żąda oddłużenia. Przekonuje sąd, że nie wystarcza jej na leki, a miesięcznie ma do spłaty 3 tysiące złotych rat.
Większość ludzi nie wie, kto może z legalnego bankructwa skorzystać. Rząd założył, że ma to dotyczyć tylko wyjątkowych sytuacji, gdy nie jesteśmy w stanie na przykład spłacać rat za mieszkanie czy samochód, bo pracodawca z nie naszej winy zwolnił nas z pracy, albo ciężko zachorowaliśmy - czytamy w _ Metrze _.