Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Proces Katarzyny W. Zeznają kluczowi świadkowie

0
Podziel się:

Przed Sądem Okręgowym w Katowicach trwa rozprawa przeciwko Katarzynie W., oskarżonej o zabicie półrocznej córki.

Proces Katarzyny W. Zeznają kluczowi świadkowie
(PAP/Andrzej Grygiel)

Kolejni świadkowie stanęli przed Sądem Okręgowym w Katowicach - w procesie przeciwko Katarzynie W., oskarżonej o zabicie półrocznej córki Magdy. Byli to m.in. policjant, znajomy męża Katarzyny W. oraz chłopak, który w styczniu ub. roku znalazł oskarżoną leżącą na chodniku.* *_ - W trakcie tej imprezy, Katarzyna W. miała się dopuścić zabójstwa córki przez uduszenie, a potem zainscenizować jej upadek - _opowiadał policjant.

Aktualizacja: 15:00

Pierwszy zeznawał policjant Daniel P., któremu Beata Ch. matka Szymona z Będzina opowiedziała, że K.W mówiła jej o okolicznościach śmierci małej Magdy. _ - Wykonywaliśmy czynności służbowe z panią Beatą Ch., oskarżoną o zabójstwo syna Szymona, w trakcie tej czynności - wizji lokalnej, jechaliśmy z Będzina do Cieszyna i tam będąc w komendzie powiatowej policji, pani Beata Ch. poprosiła mnie o rozmowę. Wcześniej, jak jechaliśmy samochodem, mówiła, że chce porozmawiać, ale na osobności. W trakcie tej rozmowy, pani Beata Ch., powiedziała mi, że będąc na terenie aresztu w Katowicach, kilkakrotnie spotkała się z Katarzyną W. i tam na spacerniaku opowiedziała jej, jak doszło do śmierci jej córki. Było to w trakcie jakiejś imprezy w jej mieszkaniu w Sosnowcu, był tam obecny jej mąż Bartek i i kilka innych osób, nie pamiętam dokładnie jakie. Pobieżnie pamiętam, do czego się sprowadzał ten jej przekaz – w trakcie tej imprezy, Katarzyna W. miała się dopuścić zabójstwa córki przez uduszenie, a potem zainscenizować jej
upadek - _opowiadał mężczyzna.

Obrońca Katarzyny W. mec. Arkadiusz Ludwiczek pytał go m.in. czy Beata Ch. zmieniała w postępowaniu dotyczącym swojej sprawy własną wersję wydarzeń. Policjant potwierdził. Sąd odebrał też zeznania znajomego męża Katarzyny W. Mateusza M., który w dniu upozorowania porwania dziewczynki spotkał się z Bartłomiejem W. Wcześniej tego dnia obaj umawiali się na wieczór przy komputerach. Wieczorem, gdy już się spotkali, słyszał rozmowę Bartłomieja W., który dzwonił do żony m.in. z pytaniem czy dotarła już do rodziców. Szczegółów już nie pamiętał.

Potwierdził jednak wcześniejsze zeznania ze śledztwa m.in., że Bartłomiej W. po rozmowie z żoną bardzo zdenerwowany przekazał mu, że w drodze jego żona została napadnięta, a ich córki nie ma. Opowiadał wtedy również, jak wraz z jeszcze jednym znajomym pojechali na miejsce rzekomego porwania, a także zrelacjonował przebieg dalszych działań i poszukiwań dziecka. Mecenas Ludwiczek pytał go podczas rozprawy m.in. o szczegóły pierwszych chwil po rzekomym porwaniu, świadek ten jednak niewiele już pamiętał.

Również zaangażowana w tamte działania policjantka Małgorzata K. wskazała, że dzień po zgłoszeniu porwania dziecka w kuchni małżeństwa W. nie było widać rzeczy potrzebnych do opieki nad dzieckiem. Zeznała m.in. że zdziwiło to ją i jeszcze jedną również pracującą tam policjantkę. W mieszkaniu nie było też śmieci, szczególnie śmieci po dziecku.

Policjantka wykonywała też eksperyment procesowy dotyczący czasu przejścia między domem W. a miejscem rzekomego napadnięcia - w piątek nie pamiętała dokładnie czasu eksperymentu, ale był on o wiele krótszy niż o swojej drodze mówiła oskarżona, nawet o ok. 40 minut.

Policjantka zaznaczyła też, że Katarzyna W. opisywała podczas eksperymentu wiele osób mijanych wcześniej po drodze przed rzekomym napadem. Jej zdaniem było to dziwne, bo zwykle idąc z wózkiem nie obserwuje się dokładnie przechodniów. Sprawcy rzekomego uprowadzenia dziecka, za którym kilkukrotnie miała się oglądać, widząc, że ją obserwuje, oskarżona nie umiała jednak dokładnie opisać. Również później - z miejsca wypadku - Katarzyna W. miała zapamiętać zaskakujące szczegóły.

"Kto by marnował czas na wychowanie dziecka"Przed sądem stanął też jako świadek Stanisław S., który z własnej inicjatywy zgłosił się do prokuratury. Podczas jednego z jego nocnych przejazdów pociągiem z Wrocławia do Krakowa, prawdopodobnie w styczniu 2011 r. (rok przed śmiercią Magdy), do jego przedziału w Gliwicach weszli - jak mówił - z całą pewnością Katarzyna W. i Bartłomiej W. Mężczyzna miał momentami przytulać się policzkiem do brzucha kobiety, ta natomiast miała w pewnej chwili demonstracyjnie spytać: _ kto by marnował czas na wychowanie dziecka? _. Obrońca Katarzyny W. mec. Arkadiusz Ludwiczek poprosił o włączenie jego notatek do akt. Potem wypytywał o jego sytuację życiową.

Wcześniej, podczas rozprawy, przesłuchiwani byli cieszyński policjant kryminalny, któremu współosadzona z Katarzyną W. zrelacjonowała treść ich rozmów w areszcie, znajomy męża Katarzyny W., który był świadkiem pierwszych chwil po upozorowaniu porwania dziewczynki, a także chłopak, który 24 styczna znalazł leżącą w alejce Katarzynę W.

"Katarzyna W. zachowywała się inaczej"Jako świadek zeznawał też pracownik Krzysztofa Rutkowskiego zaangażowany w akcję poszukiwania dziecka. Jak ocenił świadek, relacja Katarzyny W. dotycząca porwania dziecka od początku wzbudzała w nim wątpliwości. Jego zdaniem Katarzyna W. zachowywała się zdecydowanie inaczej niż zwykle ludzie, których bliscy są ofiarami porwań. Nie chciała współpracować, konfabulowała - mówił świadek - a informacje, które mogłyby przyspieszyć poszukiwania jej córki, miała wręcz zatajać. Dopytywana o szczegóły czasu, miejsca poszczególnych wydarzeń, odpowiadała wymijająco, starała się zmienić temat lub zmieniała swoje relacje.

Świadek akcentował, że już podczas pierwszych działań w terenie zauważono, że zdecydowanie nie zgadzał się czas przejścia z domu Katarzyny W. do miejsca, w którym miała zostać napadnięta. Katarzyna W. dopytywana o to, miała podawać dodatkowe szczegóły - np. że wracała do domu po pieluchy. Była przy tym nieswoja, nie robiła wrażenia osoby szukającej i oczekującej pomocy.

Pracownik Rutkowskiego zaznaczył, że ważna była próba badania wariografem - chodziło jednak nie tyle o samo badanie, co reakcję małżeństwa W. na jego zapowiedź. Bartłomiej W. nie miał wątpliwości, by poddać się badaniu; jego żona ostatecznie też wyraziła zgodę, natomiast potem utrudniała badanie. Pytany przez sąd pracownik Rutkowskiego przyznał, że poza własną analizą zachowania Katarzyny W. nie ma informacji, które wskazywałyby, że oskarżona świadomie rzuciła dzieckiem o ziemię.

Obrońca oskarżonej mec. Arkadiusz Ludwiczek pytał m.in. o sytuację, gdy Katarzyna W. została przez pracowników poddana presji na rzecz ujawnienia prawdy. Świadek mówił, że zachowywała się wówczas agresywnie, jednak nie próbowała bronić wcześniejszej wersji wydarzeń.

Na pytanie, czy oskarżona z własnej inicjatywy wskazała pierwotne - nieprawdziwe - miejsce ukrycia ciała dziecka, pracownik Rutkowskiego mówił, że tak. Katarzyna W. zachowywała się wówczas spokojnie, jednak miejsce rzekomego ukrycia ciała dziecka wskazała z oddali, nie chcąc do niego się zbliżać. Krótko potem Katarzyna W. została przekazana policji. Potem świadek nie rozmawiał już z nią na ten temat.

Sąd 10 lipca przedłużył też oskarżonej areszt o trzy miesiące. Ocenił przy tym m.in., że w tym czasie realne jest zakończenie procesu. Sprawa Katarzyny W. zaczęła się 24 stycznia 2012 r., gdy policja przekazała mediom informację o zaginięciu półrocznej dziewczynki z Sosnowca. Według relacji matki dziecko miało zostać porwane z wózka w centrum miasta. Na początku lutego ciało dziecka znaleziono w zrujnowanym budynku w parku przy torach kolejowych w Sosnowcu.

Zdaniem prokuratury Katarzyna W. 24 stycznia miała cisnąć dzieckiem o podłogę, a kiedy okazało się, że mimo to niemowlę przeżyło, dusić je przez kilka minut. Sama oskarżona twierdzi, że Magda zmarła na skutek wypadku. Według niej dziecko wypadło jej z rąk na podłogę i zmarło po kilku nieudanych próbach nabrania powietrza.

Czytaj więcej w Money.pl
Sąd rozpatrywał wniosek obrońcy Katarzyny W. _ Wysłuchanie biegłych i późniejsze zaznajomienie się z treścią protokołów i wszystkich opinii, które są w aktach, w żaden sposób nie wrócą mi Magdy, a bardzo dużo mnie kosztowały _ - mówiła oskarżona.
Nagły zwrot w sprawie matki Madzi Obrońca Katarzyny W. przekonuje, że do śmierci Magdy doszło w wyniku skurczu krtani, który był następstwem uderzenia o podłogę.
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)