Cytowani przez "Gazetę Wyborczą" prawnicy nie kryją przerażenia: "Może być trzęsienie ziemi", "O matko! To otwarcie puszki Pandory" - to tylko niektóre ich komentarze do uchwały SN w sprawie delegacji dla sędziów, która rujnuje dotychczasową praktykę sądową.
SN stwierdził, że możliwość oddelegowania sędziego do pełnienia obowiązków w innym sądzie ma jedynie ministrowi sprawiedliwości.
_ "Małżonek niezadowolony z orzeczenia o rozwodzie? Czy z szansy powtórzenia procesu nie będą korzystać gangsterzy skazani przez sędziów źle delegowanych?" - pyta autor artykułu w dzienniku. _ Tymczasem w całej Polsce codziennie kilkuset sędziów jest na delegacjach. Nieliczni mają delegację podpisaną przez ministra. Dzisiaj stosowaną powszechnie praktyką jest podpisywanie delegacji przez wiceministra sprawiedliwości.
Co w praktyce oznacza orzeczenie SN? Co prawda w Polsce nie obowiązują precedensy, ale "na uchwały Sądu Najwyższego często powołują się strony procesów, a także same sądy. Bo takimi uchwałami sąd dokonuje wykładni obowiązującego prawa: jak ma być stosowane, jak rozumieć przepisy" - czytamy w "GW".
Sądy odwoławcze mogą więc z urzędu stwierdzać nieważność postępowania, gdy wyroki wydawali sędziowie źle delegowani. Dotyczy to spraw cywilnych i karnych. "Można spodziewać się także wniosków o wznowienie postępowań już prawomocnie zakończonych" - dodaje prof. Zbigniew Hołda, karnista.