Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Reforma Kodeksu postępowania karnego. Co się zmienia i co to oznacza dla nas oznacza?

0
Podziel się:

Zmieniają się procesowe role sędziego, obrońcy i oskarżyciela, a co za tym idzie cała filozofia procesu.

Reforma Kodeksu postępowania karnego. Co się zmienia i co to oznacza dla nas oznacza?
(Adam Guz/REPORTER)

Zarówno prokuratorzy, jak i adwokaci dostrzegają wyzwania i zagrożenia stojące przed nimi po wejściu w życie nowych przepisów, zgodnie z którymi sędzia ma się stać bezstronnym arbitrem rozsądzającym spór między oskarżycielem a obroną. Minister sprawiedliwości Borys Budka uważa, że dzięki nowym rozwiązaniom zyskają głównie obywatele, bo - jak przypomina - jeden z najważniejszych celów reformy jest skrócenie postępowań sądowych i śledztw.

Wchodząca 1 lipca w życie wielka reforma Kodeksu postępowania karnego ma zmienić filozofię prowadzenia procesu karnego. Sędzia ma się stać w pełni bezstronnym arbitrem rozsądzającym spór między oskarżycielem a obroną - co nosi nazwę kontradyktoryjności, w miejsce dotychczasowego modelu tak zwanej inkwizycyjności, gdy na sądzie ciąży inicjatywa dowodowa w postaci przesłuchiwania świadków i zbierania dowodów. Inicjatywa sądu zostanie ograniczona, a rozszerzona - stron.

Prok. Daniel Lerman z łódzkiej prokuratury apelacyjnej powiedział, że zmiany oznaczają znaczne zwiększenie aktywności i energii prokuratora w postępowaniu sądowym. Dodał, że nie jest tak, że w obecnym modelu przepisy nie wymagały od niego aktywności, ale dotyczyło to głównie niektórych sytuacji na rozprawie.

Sąd tylko arbitrem, adwokat i prokurator muszą się dobrze przygotować

- Ciężar dowodu i tak spoczywał na prokuratorze, ale sąd musiał mieć znajomość sprawy, przez co prokurator był zwolniony np. z dokładnego przygotowania zeznań czy wyjaśnień poszczególnych osób - podkreślił.

Zwrócił uwagę, że dotychczas sąd znał cały materiał i np. sam odczytywał świadkowi zeznania, gdy w sądzie nie pamiętał on szczegółów lub zeznawał odmiennie niż w śledztwie. Teraz prokurator musi to szczegółowo przygotowywać, co - według Lermana - wiąże się z pewnymi perturbacjami organizacyjno-technicznymi, gdyż ciężar przeprowadzenia takiego dowodu będzie spoczywał właśnie na nim. Chcąc odczytać w sądzie zeznania np. ważnego świadka, prokurator będzie musiał występować o zgodę na to do sądu. Sąd będzie musiał najpierw przenalizować ten fragment - tak jak i obrońca lub oskarżony, którzy mogą przecież być przeciwni odczytaniu, a sąd musi to rozstrzygnąć i uzasadnić. - Wszystko to może znacząco wydłużyć taką czynność - powiedział Lerman.

Podkreślił, że zasada ta będzie działać także i w drugą stronę: ciężar przeprowadzenia dowodu przedstawionego przez obronę będzie spoczywał na niej. - Wszystko w teatrze procesu polega na prezentowaniu tez i postaw, czyli tego, co da się uzasadnić - powiedział prokurator.

Przypomniał, że w wyjątkowych sytuacjach sąd będzie mógł sam przeprowadzać dowody z urzędu. Pytany, czy taki wyjątek nie stanie się regułą, odpowiedział, że "zależy to od praktyki orzeczniczej". Zwrócił uwagę, że każdorazowa taka decyzja sądu może być odbierana jako krytyka rzemiosła prokuratora lub obrony. - Każde takie wkroczenie sądu wskazywałoby, że nie wypełniają oni swej roli, bo tylko wtedy sąd może ingerować - ocenił. Dodał, że nie będzie zażalenia na prowadzenie dowodów z urzędu przez sąd, ale może to być np. podstawą wniosku którejś ze stron o wyłączenie sędziego od sprawy jako nieobiektywnego.

Prokurator dodał, że nie demonizowałby podnoszonej w mediach kwestii prywatnych opinii (mogliby je składać sądowi oskarżeni, których będzie stać na zamawianie takich kosztownych zwykle ekspertyz, na co może nie stać prokuratur - red.). Ocenił, że dotychczas teoretycznie była możliwość zaliczania takiego "innego dokumentu" w poczet materiału dowodowego. Wyjaśnił, że teraz można zaś dopuszczać wprost dowody powstałe poza postępowaniem karnym, ale dla celów takiego postępowania.

Podkreślił, że nadal będzie to jednak "prywatny dokument", a nie "opinia biegłego", nad którym trzeba będzie się pochylić i ewentualnie przeprowadzić jakieś czynności z niego wynikające - chyba że byłaby to jedynie polemika z ustaleniami. Zarazem prokurator podkreślił, że taka prywatna opinia będzie podlegała rygorom prawa i nie będzie mogła np. poświadczać nieprawdy lub być uzyskana w drodze np. korupcyjnego wpływu na osobę ją sporządzającą.

Reforma to wyzwania i szanse na przyśpieszenie procesów

Lerman uchylił się przed całościową oceną reformy. - Nie ma co demonizować, ale też należy patrzeć krytycznie na pewne rzeczy; w kilku przypadkach można mieć pytania o cel kilku uregulowań". "Praktyka pokaże, jak to będzie wyglądało - oświadczył.

Dostrzega on np. zagrożenie wydłużenia postępowań przygotowawczych przy poważniejszych przestępstwach, gdyż prokurator będzie musiał na etapie śledztwa przewidzieć, jakie będą mogły pojawić się wątpliwości co do danej sprawy w postępowaniu sądowym, bo - jak powiedział - "spraw, w których jest dużo wątpliwości, potem już uratować się nie da". "Zakładane uproszczenie postępowania może sprawdzić się w prostych sprawach w sądach rejonowych, gdzie i tak naprawdę nie było większych problemów" - ocenił.

Znany warszawski obrońca mec. Radosław Baszuk podkreśla, że zmiana będzie wymagała przekroczenia nawyków nie tylko od sędziów i prokuratorów, ale także i adwokatów. - Przy założeniu, że sądy wycofają się z przeprowadzania dowodów z urzędu, tradycyjna rola obrony, sprowadzająca się dziś de facto do obstrukcji tez aktu oskarżenia i kwestionowania dowodów obciążających podsądnego, zmieni się w rolę dostarczyciela dowodów dla niego korzystnych - oświadczył Baszuk.

Uważa on jednak, że reforma pozostawiła sądom zbyt "szeroką furtkę" co do przeprowadzania dowodów z urzędu. Jego zdaniem można sobie wyobrazić, że sądy będą uznawać, iż nowelizacja pozwala im na "szeroką inicjatywę dowodową". Z drugiej strony Baszuk przyznaje, że taka ingerencja sądu mogłaby być potrzebna np. w "możliwej do wyobrażenia sytuacji, gdy sędzia jako bezstronny obserwator załamuje ręce, widząc, że prokurator jest nieprzygotowany, obrońca - bierny, i za chwilę zapadnie wyrok niezgodny z poczuciem sprawiedliwości". Zdaniem Baszuka dopuszczanie dowodów przez sąd z urzędu powinno następować tylko na korzyść oskarżonego, bo tu wszak "obywatel ma do czynienia z całą siłą państwa".

Tak czy inaczej, w perspektywie kilku lat wykształci się tu zapewne jakaś praktyka sądów, a kwestia "obrośnie orzecznictwem", i będzie to mniej lub bardziej przewidywalne - mówi Baszuk. - Dramat może polegać na czymś innym - dodał adwokat. Zwrócił uwagę, że nowelizacja nie pozwala, by w apelacji od wyroku sądu I instancji kwestionować jego decyzję o przeprowadzeniu dowodu z urzędu, przez co proces z założeniu kontradyktoryjny przekształca się w proces inkwizycyjny. - To szalenie niebezpieczne rozwiązanie - ocenił Baszuk.

Według niego oznacza to, że "sędziowie przekonani do kontradyktoryjności będą sądzić kontradyktoryjnie, a kochający proces inkwizycyjny - inkwizycyjnie". Jeśli proces ma być kontradyktoryjny, to nie powinno być przepisu o niemożności kwestionowania przez II instancję przeprowadzania dowodu z urzędu w I instancji - ocenił. Jako zasadny Baszuk ocenił zaś zakaz kwestionowania w II instancji tego, że przy bierności stron sąd I instancji nie dopuścił jakiegoś dowodu z urzędu.

Na kolejnej stronie przeczytasz, jak sędziowie oceniają zmiany w przepisach

Jak sami sędziowie oceniają nowe prawo?

O wszystkim zadecyduje czynnik ludzki i decyzje sądów odwoławczych - mówią sędziowie pytani, jak zmienią się procesy pod rządami nowego prawa karnego. Ich zdaniem skutki zmian poznamy, gdy nowe sprawy trafią do wyższej instancji.

- Ze spokojem czekam na zmianę, ale nie potrafię dziś powiedzieć, czy przyniesie ona zakładane skutki w postaci przyśpieszenia procesów - powiedział sędzia Marek Celej z Sądu Okręgowego w Warszawie, przypominając, że o skutkach reformy będzie można mówić za jakiś czas, bo po 1 lipca procesy w toku będą się toczyć na zasadach dotychczasowych, a zmiana obejmie dopiero akty oskarżenia skierowane do sądu po tej dacie. W ocenie Celeja, sędzia tym lepiej wdroży się do nowej procedury karnej, im słabiej jest zakorzeniony w obecnej - dzięki temu łatwiej będzie mu przyjąć postawę obserwatora, a przy wyrokowaniu - arbitra. - Więcej problemów mogą mieć starsi procesualiści, tacy jak ja; ale jestem dobrej myśli - dodał.

Zarazem sędzia zauważył, że po reformie to przede wszystkim od stron będzie zależała jakość postępowania dowodowego, które w wyższej instancji będzie oceniał sąd odwoławczy. - Ważną kwestią jest, jak strony procesu będą się zachowywać pod rządami nowej procedury. Sąd nie może przecież prowadzić do niesprawiedliwości, więc nie wyobrażam sobie, żeby sędzia akceptował chodzenie na skróty przez oskarżycieli lub obrońców. Gdy żaden z nich - świadomie lub przez przeoczenie - nie wnosi o przeprowadzenie jakiegoś dowodu, to sąd powinien sam go zarządzić. Nikt nie zwolnił sądu z obowiązku dążenia do prawdy materialnej - powiedział.

Zaznaczył, że szanse stron muszą być równe. - Ale żeby cokolwiek powiedzieć, procesy w nowej procedurze muszą ruszyć - a to będzie za parę miesięcy, potem musimy też przejść szczebel apelacji. Zobaczymy, w czym pomogą zmiany w przepisach o postępowaniu apelacyjnym (ma być mniej uchyleń, a więcej zmian wyroków i szersza możliwość badania dowodów przez SA - red.). Dopiero wtedy się okaże, czy faktycznie procesy będą szybsze. Dziś na tak postawione pytanie odpowiadam: nie wiem - powiedział Celej.

Szef Stowarzyszenia Sędziów Iustitia Maciej Strączyński powiedział, że minusem tej reformy nie jest jej zbyt duży, lecz za mały zakres. - I teraz mamy trzymetrowy skok przez pięciometrową kałużę, czyli jest duża szansa, że wylądujemy w błocie - powiedział dodając, że wszystko okaże się w praktyce - szczególnie praktyce sądów odwoławczych.

W kontradyktoryjnej procedurze karnej, gdzie prokurator ma dowodzić winy, obrońca obalać te dowody, a sąd decydować, kto wygrał tę batalię, pozostawiono zapis pozwalający sądowi w wyjątkowych wypadkach wyjść z roli arbitra i zarządzać przeprowadzenie dowodów z urzędu. Zapisano też, że strony nie mogą w apelacji czynić sądowi zarzutu z tego, że przeprowadził jakiś dowód z urzędu.

- Ale nie zapisano - a powinno było się zapisać - że sąd wyższej instancji nie może uchylić wyroku, dlatego że sąd niższej instancji zrobił coś z urzędu. W ogóle pozostawiono zbyt duże możliwości uchylania orzeczeń przez instancję odwoławczą i to jest jeden z niedostatków tej reformy - powiedział sędzia Strączyński. W jego opinii, przynajmniej z początku sędziowie prowadzący procesy "po nowemu" będą chętnie korzystać z pozostawionej im furtki - właśnie z obawy, że druga instancja zarzuci im pasywność.

- W praktyce od pewnego czasu wyrok sądu I instancji w Polsce został zdegradowany do rangi swoistej propozycji dla stron, a tak naprawdę wyrokowało się w instancji odwoławczej. Teraz praktyka sądów drugoinstancyjnych pokaże, jak sprawdzi się ta reforma. Jeśli będą uchylać wyroki uzasadniając, że I instancja nie wyjaśniła jakichś wątpliwości, nie przeprowadziła jakichś dowodów, to boję się, że w ten sposób zniweczy się skutki reformy. Dowiemy się tego za jakiś czas - dodał.

Szef Iustitii zgadza się z opinią, że sędziowie mają argument, by niechętnie sięgać po możliwość przeprowadzania dowodów z urzędu - aby nie tworzyć wrażenia, że jest to wotum nieufności dla stron procesu i podłoże do wniosku o wyłączenie sędziego przez oskarżyciela lub obrońcę oskarżonego. - Dlatego sądy muszą dołożyć wszelkich starań i zachować szczególną ostrożność, żeby ta czynność nie została im poczytana jako wyręczanie którejś ze stron - podkreślił, zauważając zarazem, że nawet w USA sąd ma możliwość przeprowadzania dowodu w wyjątkowych wypadkach.

Również sędzia Igor Tuleya z SO w Warszawie na niedawnej konferencji naukowej zorganizowanej przez Komisję Praw Człowieka Naczelnej Rady Adwokackiej mówił, że może się okazać, iż to, co jest zakładane jako wyjątek, będzie regułą. - Na sali sądowej nie ma miejsca dla sędziego-widza. Obojętność zabija sprawiedliwość. Arbiter to nie bierny arbiter. Korzysta z władzy sędziowskiej, moderuje spór i wydaje sprawiedliwe rozstrzygnięcie - podkreślał.

Jego zdaniem zapowiada się, że po 1 lipca szefowie wydziałów w sądach będą niezwykle wnikliwie badać stronę formalną aktów oskarżenia i wiele z nich wróci do prokuratury. - Nigdy nie będzie tak, że oskarżony - choćby nawet korzystający z pomocy najlepszego obrońcy - nie będzie miał takiej pozycji, jak uosabiająca cały autorytet państwa prokuratura. Skoro równości broni nie było i nie będzie, to rolą sądu będzie wyrównać te dysproporcje. Sąd będzie z tych możliwości korzystać, ma do tego podstawę prawną. Byłoby błędem, gdyby ograniczyć całkowicie rolę sądu w czynnościach dowodowych - zapewnił.

Jeden z prawników przy okazji reformy przypomniał przedwojenną anegdotę: po odzyskaniu przez Polskę niepodległości dopiero Kodeks karny z 1932 r. ujednolicił trzy systemy prawne pozostawione przez trzech zaborców. Na dalekie kresy wschodnie RP udał się wizytator z ministerstwa sprawiedliwości, który stwierdził, że w miejscowym sądzie ciągle orzeka się w oparciu o carski kodeks. Zapytany o to sędzia miał odpowiedzieć: a, bo wie Pan Wizytator, ten nowy się u nas jakoś nie przyjął...

wiadomości
wiadmomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)