Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Rzucił wężem w przychodni, bo walczył o życie

0
Podziel się:

Krakowski sąd uniewinnił w środę Leszka L., oskarżonego o narażenie recepcjonistki w przychodni na utratę życia lub kalectwo poprzez rzucenie w nią jadowitym wężem.

Krakowski sąd uniewinnił w środę Leszka L., oskarżonego o narażenie recepcjonistki w przychodni na utratę życia lub kalectwo poprzez rzucenie w nią jadowitym wężem.

Sąd uznał, że Leszek L. działał w stanie wyższej konieczności, by zmusić recepcjonistkę do działania, ponieważ umierał po ukąszeniu przez węża. Stwierdził także, że w świetle zmiennych i sprzecznych ze sobą zeznań recepcjonistki nie można jednoznacznie ustalić, jak wyglądało zdarzenie i czy doszło do zagrożenia jej życia.

W ten sposób Sąd Okręgowy w wydziale odwoławczym zmienił wyrok sądu pierwszej instancji, skazujący oskarżonego na grzywnę. Od wyroku skazującego odwołała się obrończyni oskarżonego. Wyrok uniewinniający jest prawomocny.

Jak wynikało z materiału dowodowego, ukąszony mężczyzna w przychodni stracił przytomność i został karetką odwieziony do szpitala, gdzie spędził prawie dwa miesiące. Obecnie przebywa na rencie i ma niesprawną po ukąszeniu rękę.

Sprawa dotyczy wydarzeń ze stycznia 2004 roku. Znany w Krakowie hodowca i znawca węży został poproszony przez dzielnicowego o interwencję w sprawie węża, leżącego w przejściu podziemnym w Krakowie.

Jak opowiedział PAP Leszek L., wąż okazał się tropikalną kobrą azjatycką, która praktycznie przy minusowej temperaturze nie powinna już żyć. Włożona do kieszeni, ugryzła jednak swojego znalazcę w rękę. Ten szukał ratunku w przychodni, w której jednak recepcjonistka nie spieszyła z udzieleniem mu pomocy i nie traktowała go poważnie.

Zdenerwowany pacjent, czując działanie trucizny, wyjął węża z kieszeni, by - jak twierdzi - pokazać, że nie żartuje mówiąc o ukąszeniu przez węża.

Zdaniem recepcjonistki, od pacjenta czuć było alkohol - co zdementowali lekarze. Mężczyzna miał też wrzucić węża przez okienko recepcji na biurko. Recepcjonistka mówiła, że wąż pełzał po biurku. Z innych jej zeznań wynikało, że kobieta schowała się za filar i nie widziała, czy wąż pełzał. Kolejna wersja dotyczyła tego, że niezrównoważony pacjent trzymał węża, ale nie wiadomo dokładnie, czy za głową, czy za ogon.

Wskazując sprzeczności w zeznaniach recepcjonistki, sąd wziął także pod uwagę rozmiary okienka (ok. 25 cm szerokości i 11 cm wysokości) oraz węża (grubość na dwa męskie palce i metr długości), które pod znakiem zapytania stawiały możliwość wrzucenia węża do recepcji.

"To było działanie w stanie wyższej konieczności, ponieważ oskarżony nie miał innej możliwości, by zmusić inna osobę do działania. On de facto umierał" - stwierdził sąd w uzasadnieniu wyroku uniewinniającego.

Jak powiedział PAP po ogłoszeniu wyroku Leszek L., po nagłośnieniu tej sprawy przez media zaczął być podejrzliwe traktowany w urzędach. Podczas rozprawy w sądzie ubezpieczeń społecznych na żądanie sędzi został nawet zrewidowany przez policję sądową, czy nie ma przy sobie węża.

prawo na lewo
wiadomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)